Oglądając film, którego scenariusz został przygotowany na podstawie książki, zastanawiamy się ile książki pojawiło się w filmie. Czytając książkę, która została już zekranizowana, zastanawiamy się, czy nasze ulubione momenty zostały zachowane i zaprezentowane dokładnie w taki sposób, w jaki sobie to wyobrażamy. Rzeczywistość bywa brutalna, a filmy diametralnie różnią się od książek.
W tym cyklu będę porównywać ekranizacje z odpowiadającymi im pozycjami literaturowymi. Mam nadzieję, że spodoba Wam się zarówno mój pomysł, jak i samo wykonanie, i że chętnie będziecie tutaj zaglądać ;)
Na pierwszy ogień idzie 50 twarzy Greya. Mam nadzieję, że obejdzie się bez linczu na mojej osobie. Przeczytałam książkę (tylko pierwszy tom), czego się zupełnie nie wstydzę, a film obejrzałam z ciekawości.
Dajcie w komentarzach znać, czy taki typ postów i sposób porównania książki i filmu Wam pasuje. Grey był, jest i będzie klumpem, dlatego to porównanie jest mało rozbudowane, następnym razem będzie lepiej.
Czekam na sugestie, czy może powinnam coś zmienić, a może dodać?
A Wy czytaliście albo oglądaliście 50 twarzy Greya? Jakie są Wasze wrażenia?
♥
Wydaje mi się, że bez tych wszystkich erotycznych scen film jest w sumie o niczym. Ale ich nadmiar w książce też jest tragedią. Nie polecałabym nikomu ani książki ani filmu...
OdpowiedzUsuńA co do samego posta i pomysłu to jest super! ;) Nie mogę się doczekać jakiegoś pozytywnego porównania ;)
Próbowałam przeczytać, ale się nie dało, po prostu się nie dało. Film obejrzałam, ale tragedia :)
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
Pomysł na cykl fajny, chociaż trochę mylące są te gwiazdki. Myślę, że lepiej byłoby się skupić albo na samym porównaniu albo samej ocenie książki, filmu.
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na cyk i bardzo podoba mi się jego wykonanie. Co do samej książki, to jej nie czytałam, oglądałam jedynie film i moim zdaniem jedynym jego atutem była muzyka, która jest genialna!
OdpowiedzUsuńFajny cykl :) A jeśli chodzi o Greya to oglądałam film i również nie polecam, za to ścieżkę dźwiękową uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam książki (i nie mam takiego zamiaru), ale film już oglądałam i przyznam szczerze, że jak na ekranizację książki okraszonej tak złą sławą powstał w sumie całkiem przyjemny film :) Chociaż Anastasia strasznie mnie wkurzała! Ale przyznam ci rację, ścieżka dźwiękowa ratuje to wszystko, bo choć film jest znośny, to na pewno nie górnolotny.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
BOOKBLOG
Jestem masochistką i przeczytałam wszystkie części, ale chyba tylko po to, żeby wściekać się na to, jak bardzo są beznadziejne :) pomysł na cykl bardzo fajny i zapowiada się ciekawie
OdpowiedzUsuńBardzo syntetyczne ujęcie tematu. Super forma. Ja przeczytałam jak dotąd 20 stron Greya. Pewnie kiedyś przeczytam do końca, żeby wiedzieć o co cały ten szum ;).
OdpowiedzUsuńSądzę, że film ratuje nie tylko ścieżka dźwiękowa. Ratuje go przede wszystkim fakt, że widz nie ma dostępu do myśli Anastasii, natomiast w książce czytelnik ciągle siedzi w głowie bohaterki. Stworzenie wewnętrznej bogini, która wraz z podświadomością toczy boje o różne rzeczy, sprawiło, że książka jest tak infantylna, że szkoda gadać. Od razu skojarzył mi się z tym kreskówkowy motyw z diabełkiem i aniołkiem siedzącymi na ramionach bohatera i szepczącymi mu, co ma robić. Może powieść byłaby bardziej strawna, gdyby nie ten dwa idiotyczne twory. Film wyciągnął z książki to, co jeszcze da się strawić, chociaż z trudnością. Jest zdecydowanie lepszy, mimo iż sam wysokich lotów nie jest.
OdpowiedzUsuńTo nie jest pierwsza książka tego typu, którą czytałam i w porównaniu z innymi jest na całkiem dobrym poziomie (wyobraź sobie jaki musi być poziom tych innych...).
OdpowiedzUsuńFajny pomysł z porównaniem, uśmiałam się i czekam na kolejne:)