Tytuł: Powietrze, którym oddycha
Tytuł oryginału: The Air He Breathes
Autor: Brittainy C. Cherry
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 400
Data wydania: 20 lipca 2016
Cena katalogowa: 39,90 zł
Brittainy C. Cherry zachwyciła mnie książką Kochając pana Danielsa (recenzja – klik), więc nie było innej
możliwości – musiałam się zabrać za kolejną z jej pozycji. Dla bezpieczeństwa
odczekałam jeszcze trochę czasu po jej oficjalnej premierze, żeby prześledzić
pojawiające się na jej temat opinie i oceny. Wszystkie znaki na niebie i ziemi
wskazywały na to, że zakocham się w tej książce. Niestety, coś znowu nie
wyszło.
Elizabeth i Tristan wpadają na siebie przez przypadek, a ich pierwsze
spotkanie nie należy do udanych i wartych wspominania. Ona odrobinę zlękniona
jego postawą, zawstydzona sytuacją, on rozjuszony, wściekły i samotny.
Wyglądają, jakby coś mogło ich łączyć, ale po dłuższej chwili zauważa się
przepaść między nimi i narastającą wzajemną niechęć. Los rzuca im siebie
kolejny raz pod nogi, jakby z nich drwił. Małe, stereotypowe miasteczko, w
którym każdy zna każdego i gdzie plotki rozchodzą się z prędkością światła, staje
się miejscem akcji. To właśnie tu mieszka Elizabeth, która niedawno straciła
męża w tragicznym wypadku, która mimo upływu czasu, nadal nie radzi sobie z
wyrzutami sumienia i ogromnym smutkiem. To właśnie tu, po raz kolejny, spotyka
Tristana.
Zacznę od tego, że autorka wykreowała bardzo przewidywalną fabułę, w
którą upchnęła w gruncie rzeczy nijakich bohaterów. Mimo że widać, że się
starała, to jednak nie wyszło jej tak, jak ja tego oczekiwałam. Moim zdaniem za
dużą rolę w tej na pozór cudownej, mroczno-romantycznej historii odgrywa los.
Zupełnie nie zauważyłam żadnego zaangażowania bohaterów w życie, a przed oczami
miałam tylko rękę stwórcy, w tym przypadku była to Cherry, która popychała ich
naprzód, żeby zrobili to co ona chce, żeby nie poddawali się chwili. Ewidentny
brak zapału do życia wykreowanych postaci sprawił, że trochę mi się odechciało,
a po przeczytaniu kilkunastu kolejnych stron stwierdziłam, że nic mnie już nie
zaskoczy w tej książce – i tak też się stało – co kompletnie mnie dobiło. Przewidywalność,
schematyczność, brak wyobraźni i zero rzeczywistości, do tego ciągłe wzloty i
upadki, niczym na jakimś diabelskim młynie.
Tristan i Elizabeth to dwójka bohaterów, wokół których kręci się cała
akcja. Dwoje doświadczonych przez życie dorosłych, którzy na swój sposób
starają się walczyć z piętnem przeszłości, którzy próbują stawić czoła
wspomnieniom i wyrzutom sumienia. Ich mroczna i bardzo skomplikowana przeszłość
odrobinę mnie poruszyła – nie miałam większych problemów z uwierzeniem w taką
wersję wydarzeń – ale nie byłam w stanie uwierzyć w ich aktualne zachowanie,
jak dla mnie stali się zupełnie pustymi osobami. Ludzie, którzy zostali tak
bardzo doświadczeni przez los przeważnie są osobami bardzo tajemniczymi, nieufnymi,
a w społeczeństwie wydają się pełnić rolę nauczycieli. Są oczywiście też tacy,
którzy w smutku się zupełnie zatracili i ich bytowanie nawet ciężko nazwać
życiem, ale bohaterom Powietrze, którym
oddycha daleko do takich postaw. Muszę przyznać, że autorka kombinowała
ulepić postać Tristana jako tego tajemniczego i nieufnego, ale jak dla mnie wyszło
to bardzo sztucznie, zupełnie nie uwierzyłam w jego postawę, mimo że bardzo
chciałam. Wina oczywiście leży po stronie autorki, która nie dopilnowała dokończenia
pewnych elementów, jednocześnie pozwalając na wdarcie się kłującej w oczy
niekonsekwencji. Pojawiały się też byki – objawy wspomnianej niekonsekwencji – szczególnie
zauważalne przy postaci Elizabeth, która na zmianę stawała się osobą nieśmiałą
albo zadziorną i pyskatą – nie były to moje interpretacje, a wnioski
wyciągnięte z dialogów innych bohaterów. Raz nie potrafiła odpowiedzieć na
prostą zaczepkę, paląc przy tym buraka, a później stawała się miss zadziorności,
gdzie wszystkim innym później brakowało riposty. Nie dość, że sztuczność
głównej bohaterki powalała mnie na kolana, to dodatkowo strasznie mnie irytowała
sama jej obecność w fabule. Nie polubiłyśmy się.
Wydaje mi się, że fenomenem tej książki jest ckliwa historia, o
utracie najbliższych, o smutku, żalu, samotności i rozdrażnieniu. Nawet jestem
tego pewna. Dużo ludzi chętnie sięga po tego typu historie – zresztą jak widać,
sama się do nich zaliczam. Byłoby cudownie, gdyby autorka stanęła na wysokości
zadania i wykreowała tak płynną i wiarygodną historię, jak zrobiła to przy Kochając Pana Danielsa, ale jak na moje
oko tym razem jej się nie udało. Za wysoko postawiona poprzeczka sprawiła, że po
książce pozostał mi ogromny niedosyt i
lekki żal do autorki, że tak spaprała tę historię.
Dla osób, które lubią ckliwe historie o życiowych przeciwnościach losu
ta pozycja sprawdzi się idealnie. Jeżeli należycie do tych, którym łatwo
uwierzyć we wszystko, co stworzył autor i nie macie większych problemów z wcieleniem
się w daną historię, ta książka powinna Wam się spodobać.
To dziwne, że zgadzam się z każdym Twoim słowem, a mimo to książka mi się podobała. Widzę, rozumiem jej wady, jednak mnie kupiła czymś innym, bólem, stratą, kiedy tylko wczuwałam sę w postacie czuam ucisk w sercu i to sprawiło, że ksiażkę pokochałam.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to pozycja dla mnie.
OdpowiedzUsuńChociaż ckliwych historii nie lubię, ta jednak jakoś mnie tak zachęca.
I ten brodacz na okładce! MMM
Pozdrawiam serdecznie
http://bookparadisebynatalia.blogspot.com/
Niestety nie mogę się wypowiedzieć na temat autorki czy jej poprzednich książek, bo żadnej nie czytałam, choć muszę przyznać, że wciąż planuje. Po premierach jej wydanych w Polsce powieści, ciągle mnie kuszą. Mam nadzieję, że niedługo uda mi się samej ocenić zarówno tę, jak i pozostałe powieści autorki. :)
OdpowiedzUsuńZ tą książka mam problem, bo właśnie początkowo chciałam bardzo po nią sięgnąć, ale spotkałam się już z wieloma recenzjami, jakie mnie od tego pomysłu odwodzą. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
A.
http://chaosmysli.blogspot.com
A dla mnie już Kochając pana Danielsa jest spaprane, jak ja nie lubię tej ksiażki :( Więc i po kolejne autorki nie sięgnę...
OdpowiedzUsuń