08 stycznia

#205. Mimo naszych kłamstw - Tarryn Fisher [przedpremierowo]



Mimo moich win / Mimo twoich łez / Mimo naszych kłamstw


Tytuł: Mimo naszych kłamstw
Tytuł oryginału: Thief
Autor: Tarryn Fisher
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 320
Data wydania: 11 stycznia 2017
Cena katalogowa: 36,90 zł


Ostatni tom trylogii miłosnej Tarryn Fisher trochę mnie zawiódł – a właściwie chyba nie podołał moim oczekiwaniom. Po pierwszym i drugim tomie, które dosłownie powodowały pojawianie się wodospadów łez, trzeci okazał się trochę nijaki.

Mimo naszych kłamstw to przedstawienie historii miłosnej układanki między Calebem, Leah i Olivią, która została opowiedziana z punktu widzenia faceta – Caleba. To zlepek wspomnień z przeszłości i relacji z aktualnych wydarzeń z życia bohaterów, który przesiąknięty został tragizmem, smutkiem i ciągłymi niepowodzeniami.

Seria napisana przez Fisher jest jedną z tych, które wydają się być bardzo amerykańskie i nie zaprzeczę – taka właśnie jest. Przez to, czytając tę trylogię, ma się wrażenie, że jest ona oderwana od rzeczywistości i jedyne z czym nam się kojarzy to amerykańskie filmy i seriale, gdzie rozwój wydarzeń w trójkącie miłosnym wygląda podobnie, nie wspominając o samym pomyśle na fabułę. Mimo że od początku mojej książkowej przygody z bohaterami zdawałam sobie sprawę z tego, że fabuła jest oklepana, to jednak autorka, zalewając mnie wiadrem uczuciowych pomyj, sprawiła, że nie miałam ochoty odstępować ani na moment od jej powieści, że byłam ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń i, co najważniejsze, ich finału. I tak jak koktajl z najbardziej bolesnych i smutnych miłosnych wspomnień działał na mnie w pierwszym i drugim tomie, tak w trzecim mi go zabrakło. Przewidywalność jednak wzięła górę, a ciągłe wzloty i upadki, kręcenie i mieszanie wszystkiego, nie wpłynęło na korzyść tej części – co zakwalifikowałabym jako przerost formy nad treścią.

W Mimo naszych kłamstw na całą sytuację spoglądamy oczami Caleba – zaczynając od samego kiełkowania uczuć między nim a Olivią, przez związek z Leah, aż do wyjaśnienia całej sytuacji i rozwiązania trójkątu. Wcześniej Caleb wydawał mi się takim twardym gościem, który mimo że ma problemy miłosne, to nie daje tego po sobie poznać. Tym razem okazuje się, że całe moje wyobrażenia jego jako typowego macho legną w gruzach, bo jest facetem wrażliwym, zagubionym i niezdecydowanym, co do końca mi nie odpowiadało – jednak ktoś w tym miłosnym mętliku powinien być głową i panować nad tym, co dzieje się dookoła. Może też przez jego pierdołowatość skończyło się tak, a nie inaczej.
Serię kończę z ogromnym bólem serca, bo nie dość, że przywróciła do życia to, czego nie powinna, to jeszcze skończyła się trochę nijak, za bardzo przewidywalnie i melodramatycznie. Mimo tego niespecjalnego końca, trylogia i tak ląduje na szczycie zestawienia serii, które wywarły na mnie ogromne wrażenie i które, o dziwo, doczytałam do końca. Zdecydowanie będę ją polecać i sama będę chętnie do niej wracać.


2 komentarze:

  1. Ojojoj... Nienawidzę, kiedy cudowne serie mają nijakie zakończenie. Dlatego też chyba nie będzie to książka, królująca na mojej liście "must have", ale jeżeli wpadnie mi kiedyś w ręce to kto wie...
    Pozdrawiam serdecznie!
    Clevleen

    OdpowiedzUsuń
  2. Drugi raz już czytam, że trzeci tom nie utrzymuje poziomu dwóch pierwszych. Dziś zaczynam czytać więc z chęcią wyrobię własną opinię. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.