Tytuł: Przebiegła i ruda
Tytuł oryginału: The Quick Red Fox
Autor: John D. MacDonald
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 286
Data wydania: 24 maja 2017
Cena katalogowa: 32,90 zł
Przeważnie czytam kryminalne wydawnicze świeżynki, czyli te kryminały,
które zostały wydane stosunkowo niedawno. Rzadziej zapuszczam się w książki
wydane przed kilkoma laty, a już prawie nigdy nie sięgam po te, wydane
kilkadziesiąt lat wcześniej. Z ciekawostek mogę Wam powiedzieć, że pierwsze
wydanie The Quick Red Fox (tytuł polski – Przebiegła i ruda) na rynku pojawiło
się w 1964 roku. Przyznaję się przed Wami, że ta książka totalnie mnie
zauroczyła swoim klimatem, a autor dodatkowo stylem, których próżno szukać w
tych aktualnie wydawanych kryminałach.
Gwiazda amerykańskiego kina, Lysa
Dean, do tej pory wyjątkowo dbająca o swój wizerunek w mediach popełnia
drobny błąd, który może kosztować ją całą jej karierę, na co oczywiście
pozwolić sobie nie może. Wzięcie udziału w orgiastycznej imprezie nie
zapowiadało się niczym złym, ale jednak Lysa została ukradkiem sfotografowana
nago, a fotograf wykorzystuje te zdjęcia by ją szantażować. Poza samą karierą,
zagrożony jest też jej ślub z narzeczonym milionerem. Sprawę przejmuje Travis McGee.
Od początku czułam, że między mną a tą
książką nawiązała się jakaś dziwna relacja, co – jak się później okazało – było
po prostu miłością. W dobie kryminałów, w których przeważają brutalne morderstwa,
morze krwi i setki trupów, i w których nie brakuje wątków typowo sensacyjnych,
kryminał Johna D. MacDonalda jest zatrzymaniem się w rzeczywistości. Autor
sprawia, że czytelnik ma możliwość wejścia w świat klasycznego kryminału, że
może oderwać się od tego aktualnie modnego okrucieństwa i zająć się sprawą tak błahą,
że aż niesamowitą, intrygującą i angażującą. Wszystko wydaje się być proste i
banalne, ale jednak, jak się okazuje, autor nie ma większych problemów z
sugestywnym kierowaniem uwagi czytelnika na konkretne postaci czy wydarzenia,
że jednak nie do końca wszystko dzieje się po naszej myśli.
Tłem do detektywistycznego dochodzenia staje
się Ameryka lat 60-tych, powolnie wykwitająca rewolucja seksualna i pojawiający
się naturyzm. Bohaterowie jawią się czytelnikowi jako lekko ospali, nie do
końca zaangażowani w rzeczywistość i nie zdający sobie sprawy z konsekwencji
swoich czynów. Travis McGee, jako detektyw i główny bohater, nie wykorzystuje
do rozwiązania zagadki skomplikowanych technik, a raczej ufa swojej intuicji. Jest
postacią charakterystyczną – jest zdecydowany, a jego silny charakter przejawia
się w jego zachowaniu. Mimo typowo męskiej postawy, angażuje się w
nieprzewidziany wcześniej romans, co wprowadza w fabułę jeszcze więcej
wiarygodności i realizmu.
To jeden z tych kryminałów, którego akcja
nie pędzi na złamanie karku, ale mimo wszystko jest na tyle interesująca, że
czytelnik zatraca się w niej z wielką przyjemnością.
Nie
jest to kryminał wybitnie zaskakujący, ale jego styl i luźny, amerykański klimat
w zestawieniu z mylącym detektywistycznym śledztwem nadają tej książce wyrazu.
Dodatkowo sprawiają, że czyta się ją jednym tchem i aż ma się ochotę pozostać w
tym świecie MacDonalda.
To było moje pierwsze spotkanie z
twórczością tego autora i pierwsze od bardzo dawna zetknięcie z książką wydaną
ponad 50 lat temu. Wrócę do niego i będę wracać do tej czystej kryminalnej
klasyki.
Nigdy jeszcze nie słyszałam o tej książce ani o tym autorze. Mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać bo wydaje się bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :D
https://gosiaandbook.blogspot.com/2017/06/mio-byo-cie-poznac-gabe-recenzja.html