METRYCZKA
Imię: Marcel
Nazwisko: Woźniak
Znak zodiaku: Bliźniak
Wzrost: 190
Dorobek literacki: Biografia
Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka, jak moje życie (2016), Powtórka
(2017).
Ulubione książki: 100
lat samotności G. G. Marquez, Fikcje J. L. Borges, Opowiadania
niesamowite E. A. Poe.
Moja recenzja Powtórki tutaj.
Fot. Łukasz Piecyk |
Rude recenzuje: Jak to się stało, że filmowiec zainteresował się pisaniem książek?
Marcel Woźniak: Pisałem,
zanim podłączono nam prąd (śmiech). Najpierw były opowiadania zamiast
wypracowań, próby reportażowe. W radiu nauczyłem się teksty skracać pod głos,
przy filmach - przekładać na obraz. W końcu przyszła konstatacja, że wszystko
jest opowieścią. I potrzeba organizacji myśli w konstrukcje dłuższe, niż wpis
na Facebooku… a na pewno dłuższe od tweetów (śmiech).
RR: Scenariusze, filmy krótkometrażowe, słuchowiska, a teraz jeszcze książki - najpierw biografia, teraz kryminał. Jest coś w czym się nie sprawdzasz?
MW: Nie brałem się nigdy
za produkcję wędlin (śmiech). To organiczna część życia na
różnych etapach. Teatr, filmówka, media, studia na polonistyce ze specjalizacją
filmową. Biografia było konsekwencją mentorskiej opieki promotora na
Uniwersytecie Mikołaja Kopernika: to tam dowiedziałem się o poetyce powieści
kryminalnej, Tyrmandzie, konwencjach. Po biografii zrozumiałem, że chcę pisać
więcej, także beletrystykę.
RR: Wędliny brzmią całkiem smacznie - może warto spróbować? No ale - poszedłeś bezpośrednio w pisanie kryminałów, bo już wiemy, że na jednym się nie skończy. Dlaczego akurat kryminał?
MW: Jest to fascynujący
gatunek, z wieloma ograniczeniami, przy tym mroczny… Wydawnictwo powiedziało
jasno: wyprodukujmy serię kryminalną. Powiedziałem “okej, a co wy na to, żeby
zrobić to trochę inaczej?” Po przeczytaniu kilku stron zgodzili się. Nie wiem
czy wpływ na to miała wycelowana w nich broń (śmiech). Czemu więc
kryminał? Jest dla mnie poligonem, fascynującym tym bardziej, że uwielbiam
Agatę Christie i Edgara Alla Poe, filmy detektywistyczne i tę niezwykłą
atmosferę zamglonego świata dobra i zła...
RR: Powtórka miała stosunkowo niedawno premierę i trzeba przyznać, że przyjęła się całkiem nieźle. Spodziewałeś się tego?
MW: Nie wiedziałem,
czego się spodziewać. Chyba, że - cytując Heraklita - spodziewałem się…
niespodziewanego (śmiech). Pisarz, to nie krawiec. Materiał musi się
rozejść i wtedy dopiero widać, jak pasuje. Jeśli komuś w nim wygodnie, to w tym
miejscu macham z uśmiechem nożycami (śmiech).
RR: Jakie emocje chciałeś obudzić w swoich czytelnikach?
MW: Te, na które są
gotowi. Domyślam się, o które sceny pytasz, ale to już trochę kulinaria.
Książka musi trzymać za gardło.
RR: Pracując nad Powtórką zastanawiałeś się jak przyjmą ją czytelnicy?
MW: Pomyślałem, że jeśli
ktoś poświęci chwilę, wieczór, dzień na wejście w ten literacki świat, to
będzie to dla mnie najlepsza nagroda.
RR: Wiem, że cały Toruń mocno trzyma za Ciebie kciuki - za Twoje powieści i literacki sukces. Takie wsparcie pomaga? Nie powoduje żadnej dodatkowej presji?
MW: Powiem, jak zobaczę
wyniki sprzedaży (śmiech). Nie przesadzałbym, że cały Toruń. Ot, paru
majstrów, jeden listonosz i strażak. Wszyscy przekupieni (śmiech). Wiele
osób w Toruniu pisze, wspieramy się.
RR: Jak długo pracowałeś nad wykreowaniem fabuły?
MW: Historia Brodzkiego
i Heraklita powstała w 2014 albo 2015 roku. W 2016 rozwijałem ją w studiu
StoryLab Pro, jako projekt serialu. Później zaczęła się żmudna praca literacka
i konstruowanie scen. Kilkanaście tygodni.
RR: Będzie nam kiedyś dane obejrzeć Leona Brodzkiego w akcji?
MW: Zależy, jakie grzyby
jesz (śmiech). Przyszłość pokaże, co wygenerowała przeszłość. Wszystko
weryfikują odbiorcy kultury. To o nich chodzi. I oczywiście o pieniądze.
RR: Wydajesz się bardzo racjonalnie i spokojnie podchodzić do całego procesu twórczego, więc z ciekawości zapytam, czy nie masz w głowie takiego podświadomego głosiku, który przy każdej możliwej okazji wypomina Ci, że powinieneś teraz coś pisać, zamiast tracić czas?
MW: Właśnie miałem
powiedzieć, że muszę kończyć, bo chyba zostawiłem włączone żelazko...
RR: Pisząc swój kryminalny debiut tworzyłeś zarys fabularny na kolejne tomy czy wcześniej wszystko sobie rozmyślnie podzieliłeś?
MW: Wiedziałem, że
będzie to trylogia. Dzisiejsi odbiorcy mają wielkie kompetencje czytelnicze, to
nie tylko kwestia trendu. Pisząc, wiedziałem, jak skończy się historia w Otchłani,
miałem całe sceny w głowie, tkankę znaczeniową i fabularną. Powtórkę
zacząłem też od końca.
RR: Zapisujesz gdzieś te sceny czy masz tak dobrą pamięć, że nigdzie Ci nie umykają?
MW: Na wszystkim, co pod
ręką. O, przepraszam na momencik (śmiech) Ostatnio zapisałem dialog
zasłyszany w toalecie supermarketu, jeśli o to pytasz. Facet mówił wierszem do
swoich organów.
RR: Skoro tkanki już są, to kiedy pojawią się całe organizmy?
MW: Jak to odpowiedział
stuletni góral na pytanie, jak dożył tego wieku: - Czekałem (śmiech).
Bohaterowie i ich świat rozwijają się powoli - by potem żyć w książkach.
RR: W Powtórce pojawił się główny bohater debiutu Roberta Małeckiego. Dlaczego zdecydowałeś się go wkomponować w swoją fabułę? Chciałeś stworzyć “toruńskie uniwersum, w którym spotkają się różni bohaterowie”?
MW: Z Robertem
poznaliśmy się kiedyś w mało literackich okolicznościach, na posiedzeniu w
urzędzie miasta… Teraz to nadrabiamy! (śmiech) Pamiętam taki komiks
Marvela, kiedy w historii Punishera pojawia się Spider-Man. Połączenie światów
wydało nam się naturalne, pomysł podsunął swego czasu dziennikarz z Torunia,
Grzesiek Giedrys. Tak oto wkomponowaliśmy wspólnie z Robertem bohaterów
nawzajem do swoich książek.
RR: A gdybyś miał wybrać jakieś inne miejsce na osadzenie swojej fabuły?
MW: Kwidzyn - w którym
się urodziłem.
RR: W ogóle dlaczego zdecydowałeś się na ograniczenie do jednego miasta?
MW: Poczekaj do drugiego
tomu… i wyrusz w podróż do Darłowa!
RR: A co najbardziej chciałbyś przeżyć jeszcze raz?
MW: To, o czym nie wiem,
że mógłbym. No, ewentualnie znając wyniki obstawiłbym jakiś meczyk… (śmiech)
RR: Leon wziął się od Leopolda (moje pierwsze skojarzenie) czy to zupełny przypadek?
MW: Od etymologii:
najodważniejszy z ludzi.
RR: A rzeczywiście taki jest?
MW: Imię, to talizman.
Żeby zadziałał, trzeba znać zaklęcia.
RR: Którzy bohaterowie stworzeni zostali na podobieństwo żyjących - kiedyś lub nadal - osób?
MW: Wspomniany Grzesiu
Giedrys - z imienia i nazwiska, jako pomysłodawca toruńskiego uniwersum.
Bohaterowie życia codziennego miasta - herold o donośnym głosie, mężczyzna
ciągnący beczkę, barmanka i barman. Tomka wzorowałem na Piotrusiu, z którym
mieszkaliśmy kiedyś tam, gdzie mieszka Brodzki. Strażak, taksówkarz. O reszcie
mogę tylko snuć przypuszczenia...
RR: Niektóre postacie wydawały mi się bardzo rzeczywiste, stąd moje pytanie. A z którym ze swoich bohaterów najbardziej się utożsamiasz?
MW: To trochę polifonia.
Trzymać się będę linii, że to fikcja literacka. A czy kobiety, mordobicia…
Pamuk kiedyś usłyszał pytanie “czy pan to wszystko przeżył?” Zostawiam to
wyobraźni czytelników… i recenzentów (śmiech).
RR: Co sprawiło Ci najwięcej trudności przy pisaniu Powtórki?
MW: Dieta (śmiech).
Połączenie przeszłości z przyszłością, jeśli pytasz o sprawy warsztatowe.
RR: A co Cię najbardziej ograniczało?
MW: Ekran komputera.
Przestrzeń. Chciałbym czasem chodzić nocą po mieście i dyktować syntetyzatorowi
mowy, co widzę. Mówi co, robię tak z dyktafonem.
RR: Dlaczego wybrałeś akurat wrzesień?
MW: Jest coś
symbolicznego w tym miesiącu. Choć u nas w Polsce - cała jesień jest
symboliczna.
RR: Co jest łatwiejsze - pisanie biografii czy kryminału?
MW: Pudło. Obie rzeczy
są cholernie trudne.
Wywiad bardzo ciekawy, szczególnie, że mało znam autora, a tutaj czegoś się o nim dowiedziałam no i przede wszystkim o jego książce;)
OdpowiedzUsuńI znowu cudowne, klimatyczne zdjęcia, uwielbiam!
http://swiatraven.blogspot.com/