To cykl, który z Martą z bloga Na regale u Marty Mrowiec zdecydowałyśmy się stworzyć. W ramach tego cyklu rozmawiamy o przeczytanych przez nas książkach, a czasami się przepytujemy - w formie mini wywiadów - z tych książek, które czytała tylko jedna z nas. Wydaje się to być fajniejszą i bardziej czytelną formą recenzji.
Dziś na warsztat wzięłyśmy Sekretną kolację Raphaela Montesa, która jest książką bardzo specyficzną, myślę, że można by nawet pokusić się o nazwanie jej kontrowersyjną.
Moją recenzję możecie przeczytać tutaj, a Marty tutaj.
Rude recenzuje: Dałabyś się zaprosić na kolację, gdzie serwowano by potrawy z ludzkiego mięsa? ;)
Marta Mrowiec: W życiu! Oczywiście gdybym nie wiedziała, co podają pewnie bym
spróbowała aczkolwiek z reguły nie lubię nowinek kulinarnych. A Ty?
RR: Mam wrażenie, że w ogóle nie jesteś fanką spontaniczności, a tym bardziej kulinarnej! Ja długo bym się nie musiała zastanawiać - jadłabym w ciemno. Zwierząt co prawda trochę mi szkoda, ale z ludźmi chyba nie miałabym takiego problemu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Oczywiście o ile nie byliby to moi bliscy.
MM: Uff! Jest nadzieja, że mnie nie zjesz.
RR: I tak byłabyś pewnie bardzo żylasta <śmiech>.
MM: Wróćmy może do książki. Zszokowała mnie, ale muszę przyznać, że to
jedna z lepszych książek jakie przeczytałam w ostatnim miesiącu. Czytałaś
Dziewczynę w walizce, pierwszą książkę tego autora?
RR: Ja mogę ją śmiało zaliczyć do piątki najlepszych książek ever, ale Dziewczyny nie czytałam, a szkoda. Jakbyś miała podsumować Sekretną kolację jednym słowem, jakiego byś użyła?
MM: Nie wiem czy to jest dobre określenie, ale pierwsze, co przychodzi mi
na myśl to “obrzydliwa”. Spodobało mi się też określenie Diany z Bardziej lubię
książki niż ludzi, które użyła w swojej recenzji, a mianowicie “hardkorowa”. To
może obrzydliwie hardkorowa będzie najlepsze?
RR: Hardkorowa jest, to jej trzeba przyznać. Mi się pierwsze skojarzyło “zjadliwa”, chociaż ostatecznie wyszło, że jest całkiem smaczna! Ale jej inność to wada czy zaleta? Bo na pewno nie wszystkim się spodoba…
MM: Na pewno nie wszystkim, zwłaszcza osobom o wrażliwych żołądkach
<śmiech> Może nie spodobać się ze względu na poruszaną tematykę, ale
jeśli o konstrukcję i sposób kreacji bohaterów jest jak najbardziej godna
polecenia. Myślę, jaka książka zrobiła jeszcze ostatnio na mnie takie wrażenie,
ale póki co nic nie przychodzi mi do głowy. A Tobie?
RR: Ja ostatnio czytałam Kolekcjonera motyli, też zresztą od Filii Mrocznej Strony, i była brutalna, ale w zupełnie inny sposób. Nikt się niby nie zjadał, ale jeden facet - taki Ogrodnik - robił kolekcjonowanym dziewczynom krzywdę i fizyczną, i psychiczną. Niby taki młodzieżowy kryminał, ale jednak gdzieś mi został po nim ślad.
Brutalność w aktualnych kryminałach jest na porządku dziennym, już mało kto odnosi się do spokojnej klasyki. No ale właśnie - wolisz spokojniejsze kryminały, czy raczej stawiasz na te z wartką akcją, morzem krwi i mnóstwem trupów?
MM: Przypomniałam sobie, że Dzieci gniewu mnie lekko zszokowało. Wracając
do Twojego pytania to wolę spokojniejsze kryminały z bogatym tłem obyczajowym,
to chyba przez to, że często czytam literaturę kobiecą. Wiem, że Ty wolisz te
mroczniejsze i krwiste. Jaki kryminał poza Sekretną kolacją ostatnio wbił Cię w
fotel?
RR: Ja jednak stawiam na potyczki kryminalne, a nie miłosne duperele. Chociaż nie zawsze muszą być krwiste, ale mają być mroczne. Czerwiec mogę zaliczyć do kryminalnie dobrego miesiąca, bo w sumie prawie wszystkie kryminały zrobiły na mnie duże wrażenie. Powtórka Marcela Woźniaka zalicza się akurat do tych bardziej brutalnych, ale ostatnim moim odkryciem jest książka, nieżyjącego od ponad trzydziestu lat Johna D. MacDonalda, Przebiegła i ruda - cudowny, niesamowicie klimatyczny klasyk.
MM: Powtórkę czytałam i faktycznie zgadzam się z Tobą. Wracając do
Sekretnej kolacji, lubisz, gdy Wydawnictwo zada sobie trud i przygotuje
specjalną formę promocji, w tym przypadku książka zapakowana jak danie na
wynos? ;)
RR: Pewnie, że lubię, to dodatkowo wzmaga zainteresowanie książką, czyż nie? Zresztą podobnie jak okładka - która w tym przypadku idealnie zgrała się z opakowaniem, no i oczywiście zawartością książki <śmiech>.
Wiem, że zwracasz uwagę na okładki książek, która bardziej Ci się podoba - ta z polskiego wydania czy z oryginału?
MM: W tym przypadku zdecydowanie polskie wydanie wygrywa. Sam autor na IG
zauważył, że Filia zrobiła najlepszą okładkę do jego książki. Zgłodniałam. To
co, kończymy i idziemy na kolację?
RR: Skoro zapraszasz!
Najlepsze w tym wszystkim jest to ze Pani Marta zadawala Tobie rowniez pytania :) mysle ze dzieki temu caly tekst jest ciekawy :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń