Tytuł: Terapeutka
Autor: Bernadeta Prandzioch
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 312
Data wydania: 23 maja 2017
Na terenie ogrodu przy gabinecie terapeutycznym, w którym pracuje Marta
Szarycka, odnalezione zostają zwłoki dziecka. Na miejsce zabójstwa natychmiast
zostaje wezwana policja, która mimo usilnych starań, nie może natrafić na żadną
wskazówkę sugerującą, kto właściwie mógł dopuścić się tego czynu. Zaczyna się
poszukiwanie mordercy, trochę po omacku. Przez otrzymywane dziwne wiadomości
Marta zostaje wciągnięta w wir poszukiwań, a później będzie tylko gorzej, a ona
znajdzie się w samym centrum zainteresowania.
Wiele dobrego słyszałam o tej książce i zresztą sama miałam takie
wewnętrzne przeczucie, że będzie nieźle, że Terapeutka okaże się być pierwszym
polskim damkim kryminałem, w którym się bez reszty zatracę. Po jej
przeczytaniu mam nie mały dylemat, bo w mojej głowie zrodziła się relacja
love-hate, że z jednej strony książka bardzo mi się podobała, ale z drugiej wydaje
mi się, że to jednak nie to.
Od pierwszych stron zaangażowałam się w wykreowaną przez Prandzioch
fabułę co w dużej mierze zawdzięczam jej stylowi – idealnie pasującemu do
kryminałów – gdzie autorka, wykorzystując budowę zdań, sama narzuca tempo fabuły.
Raz zdania są krótkie, dużo się dzieje, a czytelnik jeszcze bardziej wkręca się
w fabułę, a innym razem są nieco dłuższe, bardziej rozbudowane, i pozwalają na
chwilę wytchnienia.
Sama fabuła, choć jest do bólu przewidywalna, została ciekawie
wykreowana. Przyćmiona przez wyrazistą bohaterkę i jej osobiste problemy
wypływające na wierzch po odnalezieniu zwłok dziecka, wydaje się być jedynie tłem
do rozmyślań i próby złapania równowagi w rzeczywistości, co jednak niezbyt
pasuje do kryminału. Dużym mankamentem tej książki jest niedopracowana funkcja
policji – poza tym, że pojawiają się na miejscu morderstwa i prowadzą domowe
przesłuchania – ma się wrażenie, że nie robią praktycznie nic, a wszystkie
wskazówki i nowe tropy przychodzą do nich same, co ostatecznie doprowadza do
rozwiązania wszystkich zagadek. Mimo że pojawia się kilka spraw, które
bezpośrednio połączone są zamordowanym dzieckiem, nikt poza Szarycką nie jest w
stanie tego wyłapać i rozwiązać. Marta Szarycka jest bohaterką z krwi i kości –
widać, że autorce najbardziej zależało na niej, na stworzeniu jej portretu
psychologicznego od początku do samego końca, ale przez to pozostałe postaci są
niemal niewidoczne i wydają się być nijakie.
Książka rzeczywiście jest niezła. Styl Prandzioch bardzo mi się podoba,
nie mam wiele do zarzucenia kreacji bohaterów (poza tym, że powinno się ich
bardziej dopracować) ani samej fabuły – widać, że wszystkie elementy zostały przepracowane
– ale jednak to nie pasuje do kryminału. Śledztwo niejednokrotnie przytłoczone
zostaje życiem prywatnym i wszelkimi problemami głównej bohaterki, przez co ma
się wrażenie, że ta książka miała pełnić funkcję spuszczenia z siebie emocji
niż rozwiązaniu zagadki. Mimo wszystko to tytuł, po który warto sięgnąć, ale
bez nastawiania się na pełnokrwisty kryminał.
Myślę, że przedstawianie w kryminałach życia prywatnego bohaterów to znak naszych czasów, wielu autorów w wywiadach mówi, że lubią kryminały, bo można w nich zmieścić także elementy innych gatunków, bo są bardzo "pojemne". Może w tej książce zdominowała powieść obyczajowa?
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że książki bez względu na gatunek mogą być pojemne, ogranicza Cię w zasadzie tylko Twoja własna wyobraźnia. Dla mnie dodatki innych gatunków w kryminałach nie są dobrym zabiegiem, oczywiście poza ewentualnymi elementami thrillera albo sensacji. Tu obyczaj się pojawił i niestety przytłoczył główny kryminalny wątek. Kombinowanie nie wyszło na dobre.
UsuńJeszcze nie czytałam, ale mam w planach! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam również do mnie. :)
http://nie-oceniam-po-okladkach.blogspot.com/
Nie słyszałam jeszcze o tej książce ani o tej autorce. Ale myślę, że moja koleżanka by na pewno znała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
https://gosiaandbook.blogspot.com/2017/07/wywiad-z-hersiak.html
Wplatanie obyczajowego tła nie jest złe -np. P.D.James robi to znakomicie, umacniając wizerunek psychologiczny postaci, potencjalnych morderców. W takim układzie owo wplatanie rozumiem. Ale tylko w takim. Rozwlekanie akcji obyczajowymi wstawkami- 'bo tak' - bardzo źle robi kryminałowi. Ergo - już wiem, że z tą panią raczej się nie zapoznam. Zatem - dzięki!
OdpowiedzUsuń