Długo zastanawiałam się nad tym, czy przygotowywać wpis podsumowujący najlepsze i najgorsze książki, z którymi miałam przyjemność, lub nieprzyjemność, spotkać się w ubiegłym roku. No i proszę, wreszcie się zebrałam.
Książek przeczytałam sporo, ale ze względu na małe kryzysy życiowe (o których pisałam trochę tutaj) i książkowe (które wspominałam tutaj), przestałam rejestrować co czytam. Już nie raz wspominałam o tym, że przez ilość czytanych książek zaczynam zapominać o pozycjach, które czytałam nawet tydzień czy dwa tygodnie wcześniej, więc nie mówię już o tych przeczytanych przed miesiącem. Skoro w poprzednim roku przestałam sobie je zapisywać, to tytułów zanotowanych w dzienniku jest jak na lekarstwo. Mimo wszystko w głowie zostały mi te skrajne – najlepsze i najgorsze, więc myślę, że uda mi się skleić z nich jakieś sensowne podsumowanie.
Po przeczytaniu Nocnego
filmu Marishy Pessl w 2016 roku mam permanentnego książkowego kaca. Książka narobiła
trochę zamieszania w moim czytelniczym świecie, bo nie dość, że okazała się
najlepszą książką wszechczasów, którą miałam okazję czytać, to jeszcze
wszystkie czytane książki oceniam dość surowo, wypatrując w nich chociaż
odrobiny stylu Pessl. Szukam tej niepewności, złudzeń i kosmicznego
zaangażowania, którego ostatecznie i tak nie znajduję.
Najlepszą książką
przeczytaną w 2017 roku mianuję Krew
Bartka Szczygielskiego, której klimatyczność i oniryczność zdecydowanie mnie
urzekła (opinia tutaj).
Tym razem Szczygielski przeszedł sam siebie i stworzył powieść idealnie
wpasowującą się w moje gusta czytelnicze. Nie pozostaje mi nic innego jak
czekać na ostatni tom trylogii.
Najbardziej zawiodłam
się na Psiego najlepszego (tutaj),
po której spodziewałam się słodkości, romantyzmu i świątecznego klimatu. Było
trochę psów, analizy ich wypróżniania i kilka nienaturalnie prowadzonych wątków.
Odradzam.
Eksplozję zamiecionych
pod dywan uczuć przeżyłam przy tomiku poezji Rupi Kaur Mleko i miód (tutaj).
Pięknie i starannie wydane wiersze nie tylko cieszą oko.
Największym pozytywnym zaskoczeniem
była książka Musso Dziewczyna z Brooklynu
(tutaj).
Musso kojarzył mi się z romansami, mimo że wcześniej nie czytałam żadnej z jego
książek, więc to było niepotwierdzone info. W każdym razie Dziewczyna z Brooklynu miała być thrillerem i była, jeszcze takim w
najlepszym wykonaniu – trzymająca w napięciu fabuła i dopracowane postacie.
Najlepiej bawiłam się
przy książce Rudolf Gąbczak i stan
wyjątkowy, która jednocześnie była przypadkowym odkryciem roku (tutaj). Zaliczyłam
też kilka książek Alka Rogozińskiego, który oczywiście trzyma poziom, ale
Rudolf go tym razem pokonał. To książka idealna na jesienną albo zimową
depresję.
Największą udręką była
książka Czyje jest nasze życie? (tutaj).
Czytałam ją jeszcze w czasie, kiedy za cel postawiłam sobie doczytywanie każdej
książki do końca. Przebrnięcie przez nią, mimo jej niewielkich gabarytów, zajęło
zdecydowanie za długo. Może są osoby, które lubią sięgać po taką literaturę,
ale ja jednak do nich nie należę.
Książek mafijnych
czytam sporo, a z tych przeczytanych w ubiegłym roku najlepiej wspominam Kombinat zbrodni (tutaj).
Mam wrażenie, że Ornacka zna się na rzeczy, a przy okazji bardzo podoba mi się
jej podejście do tematu i całkowite skupienie na przedstawieniu faktów, a nie
na ich ocenie.
Największą padliną
ubiegłego roku mianuję Prokuratora
Pauliny Świst (tutaj).
Chciałam napisać, że nie wiem skąd taka popularność, ale wiem – z książkami z
Greyem w roli głównej jest podobnie. Zresztą, jakbym miała określić z czym w
ogóle porównałabym Prokuratora, to śmiało powiedziałabym, że to połączenie
Remigiusza Mroza z E.L.James. Miałam ochotę spalić tę książkę na stosie, serio.
Gustuję też w
kryminałach, którym znacznie bliżej do klasyki, a więc takich, w których nie uświadczymy
super niespodziewanych zwrotów akcji, a fabuła rozkręca się raczej powoli. Przebiegła i ruda (tutaj)
wygrywa tę konkurencję, chociaż muszę przyznać, że może odrobinę też przez
wzgląd na bardzo trafiony tytuł.
Debiutem roku chciałam
ogłosić Powtórkę Woźniaka, ale jednak
Czarny charakter Stachniaka (tutaj) bardziej
zapadł mi w pamięć. Mafia zupełnie inaczej.
Najbardziej
przereklamowaną książką było Make
photography easier Kasi Tusk (tutaj).
Nawet nie chce mi się o tym już pisać. Ładna książka, ale chyba nie o to w niej
chodziło.
Kopaliśmy
sobie grób (tutaj)
to książka, która dała mi najbardziej do myślenia. To thriller, który
bezpośrednio uderza w problemy ekologiczne Finlandii.
Najsmaczniejszą książką
okazała się Sekretna kolacja (tutaj).
Mimo że większość czytelników uznała ją za obrzydliwą, ja zaczęłam zastanawiać
się jak smakuje ludzkie mięso i czy byłabym w stanie je zjeść.
Ode mnie to tyle na dziś. Mam nadzieję, że wśród książek, które wymieniłam znajdziecie coś dla siebie (szczególnie zwróćcie uwagę na tego Rudolfa!) i liczę, że podzielicie się w komentarzach swoimi najlepszymi i najgorszymi książkami ubiegłego roku!
Bardzo ciekawy wpis. Dobrze znać opinie innych na temat książek, które przeczytał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ZACZYTANA W KSIAZKACH
Kurczę, a mnie się "Prokurator" i "Psiego najlepszego" właśnie bardzo podobało, haha 😂 Dobrze, że każdy człowiek lubi co innego. Gdyby tak nie było to byśmy się zanudzili na śmierć!
OdpowiedzUsuńReszty z zestawienia nie czytałam, ale może sięgnę po "Krew" 🤔
Będzie mi miło ;)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej z tych książek, ale mam już na celowniku "Dziewczynę z Brooklynu" ;) Wszyscy chwalą, może i mi przypadnie do gustu :) Ze Szczygielskim miałam do tej pory przyjemność tylko raz i w sumie nie wiem czemu jakoś do niego nie wróciłam.
OdpowiedzUsuńSkoro polecasz, to chyba muszę nawiązać romans ze Szczygielskim. Jakoś unikam polskich autorów, ale kto wie? Może zapałam namiętnością... ;)
OdpowiedzUsuńZachęcam :D
UsuńTeraz to już na pewno muszę! :D
UsuńSkoro tak polecasz Bartka Szczygielskiego to w końcu muszą sięgnąć po KREW :))
OdpowiedzUsuńZdecydowane!
UsuńLista książkę do przeczytania zaktualizowana :) a polecam „Pielgrzyma” Hayes, ponad 800 str ale wciąga :)
OdpowiedzUsuńNajwiększe wrażenie w 2017 roku wywarła na mnie "Terapia" Kathryn Perez. Najgorszą książką okazała się być "Tysiąc pocałunków" Tillie Cole, jak dla mnie zbyt przereklamowana, zbyt słodka i irytująca. Pozdrawiam ��
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że czytasz tyle książek polskich autorów; mi się to niezbyt udaje.
OdpowiedzUsuńJest tu kilka które koniecznie bym chciała przeczytać i co najmniej 3 których koniecznie nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńA czy "Rudolf" nie jest kolejnym tomem książek tej pani? Albo pierwsza częścią, ale z nowym tytułem? Bo kojarzę autorkę i samą postać i wydaje mi się, że jest więcej książek
OdpowiedzUsuńMiałam straszne opory przed chwyceniem za Musso. Patrzyłam na okładkę i wyobrażałam sobie, że jest to jakiś kolejny romans. Dopiero koleżanka wyprowadziła mnie z błędu i ku wielkiemu zaskoczeniu dowiedziałam się, że to jest thriller.
OdpowiedzUsuńWiem, że nie ocenia się książki po okładce, ale mogli ją zrobić mniej... cukierkową :D
Co do Nocnego filmu to wiadomo świetna pozycja!! Myślę że będzie to jedna z tych które kiedyś przeczytam sobie ponownie :)
OdpowiedzUsuńBartka Szczygielskiego książki ma na oku i jak się złamię i zacznę coś kupować to na pewno będą jedne z pierwszych jakie zakupię.
Co do Prokuratora to nie czytałem i w planach nie mam chyba że mi ktoś wyślę..ale już wiem że jak mnie zdenerwujesz to Ci wyślę wszystkie książki Greya
Raphaela Montesa znam z Dziewczyny w walizce i była to dość ciekawa książka o mocno zaskakującym zakończeniu. Natomiast Sekretną kolację mam w planach akurat takie klimaty mi odpowiadają od czasu Milczenia owiec :)
Musso mam dwie lub trzy książki ale akurat Dziewczyny nie czytałem co mam nadzieję się również zmieni w tym roku.Natomiast mogę Cię zapewnić że nie pisze on romansów-- polecam Ci książkę "Central Park" - powinna Ci podejść:)
Brakuje mi tutaj tylko opinii książki Kinga - TO - bo wiem że miałaś w planach ale umknęło mi czy ją przeczytałaś.:)