Szpilki za milion
to delikatna komedia kryminalna, w której trup i morze krwi nie grają głównej
roli.
Powiedziałabym, że jest bardziej kobieco, że czuć tę subtelną, kobiecą
rękę, ale to też za sprawą drogocennych szpilek. Na okładce znajdziecie moje
logo wraz z poleceniem, a tutaj zostawiam Wam
link do opinii opublikowanej dokładnie tydzień temu. Jeżeli będziecie chcieli
poczytać o książce nieco więcej, zajrzyjcie też do Tomka, na bloga Nowalijki.
Szczerze polecam Wam przeczytanie tej powieści – jest lekka, a jej czytanie
sprawia naprawdę dużo radości.
Izabela
Szylko
-
dziennikarka, reżyserka, scenarzystka, producentka i pisarka (w zależności od
potrzeb). Pracowała m.in. w miesięczniku „Kino” i telewizyjnym Ekspresie
Reporterów. Jej debiut literacki Madonna z hiacyntem został
wyróżniony w konkursie na powieść kryminalną miesięcznika „Detektyw”, a
scenariusz będący adaptacją powieści Łyżeczka znalazł
się w finale Script Pro – najważniejszego w Polsce konkursu dla scenarzystów. Wielbicielka
bliskich i dalekich podróży, ogórków małosolnych i czerwonego wina
(konfiguracja przypadkowa). [źródło opisu]
Rude recenzuje: Pierwsze pytania na rozgrzewkę o
przyjemności. Co sprawia Ci największą radość?
Izabela Szylko: Na rozgrzewkę? I od razu takie trudne pytanie? Ciężko się zdecydować, gdy
trzeba wybrać to coś „naj”. Na szczęście, ja potrafię cieszyć się drobiazgami -
że dni stają się coraz dłuższe, że przez śnieg przebijają krokusy albo na
pochmurnym niebie pojawiło się słońce. Każdego dnia zupełnie co innego może
sprawić radość i w danej chwili będzie to radość największa na świecie.
Najciekawsze jest wyławianie takich właśnie drobiazgów.
A jak poprawiasz sobie humor w
te gorsze dni? Bo zakładam, że też takie masz.
Powrót do książek z dzieciństwa zawsze pomaga. Pan Samochodzik i lampka
wina – po takiej terapii rzeczywistość staje się o wiele mniej ponura.
Co jest dla Ciebie najlepszym
źródłem inspiracji? Gdzie szukasz pomysłów?
To one mnie znajdują. Najlepsze pomysły przychodzą nagle i
niespodziewanie. Pukają do głowy i trzeba tylko je wpuścić. Potem, oczywiście,
jeszcze długo się trzeba z nimi boksować, bo draniom wydaje się, że jak już
zostały wpuszczone, to mogą zamieszkać i wstawić własną szczoteczkę do zębów.
Do świetnych pomysłów nie można się jednak przywiązywać, wiele trzeba po prostu
wyrzucić do kosza, bo pomysł może i dobry, ale zupełnie nie wiadomo, co z nim
zrobić dalej.
Jesteś absolwentką Instytutu
Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, ale również reżyserem. Pracowałaś jako reporterka, jesteś autorką kilku filmów, a Szpilki za milion nie
jest Twoją pierwszą książką. Dlaczego w ogóle zdecydowałaś się na pisanie?
Nie miałam innego wyjścia. Po zrealizowaniu wielu filmów dokumentalnych
chciałam nakręcić fabułę, a nie znałam nikogo, kto by zechciał napisać dla mnie
scenariusz. Musiałam zrobić to sama.
Czym jest dla Ciebie pisanie i czy
praca nad książką jest trudniejsza od tworzenia filmowego scenariusza?
To zupełnie inne techniki pisania i obie są trudne. W scenariuszu
ważniejsza jest konstrukcja i dialogi, nie ma potrzeby jakoś szczególnie dbać o
literacki język, wystarczy, jeśli nawet najprostszymi słowami opisze się scenę
tak, by widz mógł ją sobie wyobrazić. To może się wydawać łatwiejsze, ale nie
jest, ponieważ potrzebna jest niezwykła precyzja w doborze odpowiednich słów i
tekst musi być maksymalnie skondensowany. Pisząc powieść dużo większą uwagę
trzeba skupić na języku, na formie opowiadania. Nie trzeba aż tak bardzo dbać o
wartkość narracji (chociaż utrzymanie zwartej „filmowej” konstrukcji bardzo się
przydaje), bo czytelnik i tak wprowadzi własne pauzy dramaturgiczne, robiąc
sobie, na przykład, przerwę na sen. Książkę, najczęściej, czyta się przecież
przez kilka dni.
A jak spędzasz wolny czas? Jak
często decydujesz się na chwilę z książką i przy okazji po jaki gatunek
najczęściej sięgasz?
Czytam książki, kiedy tylko się da, wszystko, co wpadnie mi w ręce. Nie
potrafię zasnąć, jeśli wcześniej trochę nie poczytam. Jak już nie ma nic innego
do czytania, to może być nawet, jak to opisywał Słonimski - etykieta na pudełku
od zapałek. Najczęściej chyba czytam kryminały, bo lubię rozwiązywać zagadki i
bardzo sobie cenię wysiłek autora w stworzenie skomplikowanej intrygi.
Kryminał już był, "Madonna z hiacyntem" wydana w 2007 roku,
była też "Łyżeczka" z 2014 roku i
kolejna książka – "Szpilki za milion" –
której premiera wypadła w lutym 2018 roku. Dlaczego tak długo każesz czekać
swoim czytelnikom między kolejnymi wydawanymi powieściami?
Bo ja bardzo wolno piszę… Pisanie to dla mnie okropna harówka. Właściwie,
więcej poprawiam, niż piszę. Taka moja choroba zawodowa pozostała po pisaniu
scenariuszy, które trzeba wielokrotnie modyfikować na życzenie producenta czy
reżysera.
Dlaczego tym razem postawiłaś na komedię kryminalną?
Wygląda na to, że na poważnie to ja, niestety, pisać nie potrafię. Nawet
jak próbuję („Łyżeczka” to przecież bardzo poważny, ciężki temat), to i tak
znosi mnie wciąż w lżejsze rejony. Siła wyższa.
Kryminały, nawet te bezpośrednio
związane z komedią, często skupiają się na jakimś trupie, a w "Szpilkach za
milion" jest zdecydowanie bardziej spokojnie. Dlaczego nie zrobiłaś nikomu
fizycznej krzywdy?
Nie znoszę przemocy. Nie lubię o tym czytać i nie potrafiłabym pisać.
Zbyt pogodne mam usposobienie. Wiem, zło ma większą siłę przyciągania i nic
tak, podobno, nie ubarwia akcji jak porządny trup, niekoniecznie w każdej
szafie, ale jeśli można tego uniknąć – unikam.
A co było najpierw – pomysł z
drogocennymi szpilkami czy zarys postaci?
Najpierw byli bohaterowie – dziarska emerytka i życiowy pechowiec. Ich
losy mocno ewoluowały. Szpilki pojawiły się w tej historii później, kiedy
potrzebna była jakaś cenna rzecz, wokół której można by zakręcić intrygę.
Inspiracją były prawdziwe szpilki wysadzane brylantami. Stały sobie w wielkim,
szklanym akwarium, za kuloodpornymi szybami, a obok tabliczka z ceną - milion
funtów. Kiedy zobaczyłam je przypadkowo w londyńskim Harrodsie od razu
wiedziałam, że to musi być to.
Gdybyś dostała taką parę
drogocennych szpilek, co byś z nimi zrobiła? Założyła i wyszła na miasto,
schowałaby je do sejfu, żeby były bezpieczne…?
Natychmiast bym je sprzedała i wyruszyła w podróż dookoła świata.
Zawsze jak czytam książki
beletrystyczne zastanawiam się nad tym, z którym z bohaterów najbardziej
utożsamia się autor. Jak było z Tobą? Która z postaci jest najbliższa Twojemu sercu?
Najbardziej lubię Ziutę. Też mam inklinacje do porządkowania ludziom
życia, ale spokojnie, potrafię te skłonności okiełznać.
Czy w ogóle planujesz kontynuować
przygody Jacka? Przyznam, że chętnie zobaczyłabym tego nieszczęśnika znowu w
akcji!
Jacek osiągnął już cel, więc jego dalsze losy nie byłyby ciekawe. No
chyba, żeby tym razem jego żona postanowiła się zemścić. Na razie nie mam na to
pomysłu. Może sam zapuka.
A skoro jesteś filmowcem, nie
mogłabym nie zapytać – kogo widziałabyś w roli swoich bohaterów, gdyby "Szpilki za milion" rzeczywiście doczekały się swojej
ekranizacji?
„Szpilki” początkowo miały być scenariuszem, ale ponieważ już dwukrotnie
przerabiałam scenariusz na powieść, postanowiłam tym razem odwrócić kolejność.
Ale pisałam książkę mając w głowie filmowych bohaterów. Ziutą była Stanisława
Celińska, Lolą Marini Katarzyna Kwiatkowska - aktorka z wielkim,
niewykorzystanym potencjałem komediowym – jej parodie Dody w programie Szymona
Majewskiego były mistrzowskie. Niestety, Jacek pozostał nieobsadzony. Jest tylu
świetnych polskich aktorów - nie potrafiłam się zdecydować.
Masz jakieś przyzwyczajenia
związane z pisaniem?
Wyjeżdżam na tydzień do leśnej głuszy, odcinam się od świata, wychodzę z
domu tylko na spacery z psem. I piszę, piszę, piszę.
Na koniec zapytam jeszcze, jak
zachęciłabyś czytelników do przeczytania "Szpilek za milion"?
Chcesz popatrzeć na świat przez różowe okulary? Przeczytaj „Szpilki za
milion”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz