Nie często zdarzają mi się spotkania z poradnikami, które na prawdę robią
na mnie dobre wrażenie, że z czystym sumieniem mogę Wam je polecić, a sama
przed sobą nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia za stracony czas.
Jak już wiele razy wspominałam, z reguły – jeżeli już po nie sięgam – traktuję je jako książki „w międzyczasie”, bez zbytniego przejmowania się, brania do głowy tych typowo coachingowych banialuk, które mnie mimo wszystko bardziej irytują niż naprawiają. Ale jak się okazuje, czasem uda mi się trafić na książkę, która mimo że wywołuje moją niechęć od pierwszych stron, to ostatecznie okazuje się całkiem niezłą lekturą.
Jak już wiele razy wspominałam, z reguły – jeżeli już po nie sięgam – traktuję je jako książki „w międzyczasie”, bez zbytniego przejmowania się, brania do głowy tych typowo coachingowych banialuk, które mnie mimo wszystko bardziej irytują niż naprawiają. Ale jak się okazuje, czasem uda mi się trafić na książkę, która mimo że wywołuje moją niechęć od pierwszych stron, to ostatecznie okazuje się całkiem niezłą lekturą.
Gary John Bishop mojego życia nie zmienił i nie zmieni, ale idealnie
wstrzelił się z tematyką swojego poradnika w moje noworoczne postanowienia,
gdzie ja już na porządnie wzięłam się za nie i rozpracowuję je na własny
rachunek. Pomógł mi, kopnął mnie w tyłek, ale nie od niego wyszło całe to
życiowe zamieszanie. Po pierwszych kilku stronach tej krótkiej książki miałam
wrażenie, że jednak nie będzie się ona zbytnio różnić od mnóstwa innych, które
na rynku już są i tych, które na bieżąco go zalewają. Straciłam zapał do
czytania, a sam autor dodatkowo coachingowymi tekstami zaczął mnie demotywować
– rzucanie haseł typu „nie chcesz czytać, to nie czytaj” działa na mnie tak, że
po prostu przestaję czytać. Nie jestem w stanie określić, w którym momencie moje
podejście się zmieniło, ale za sprawą poszczególnych rozdziałów dostałam
delikatnego liścia w twarz na odmulenie i zdałam sobie sprawę z tego, że ta
książka jest inna niż myślałam i przede wszystkim lepsza.
Mam wrażenie, że jedynacy są bardziej podatni na bunty przeciwko
wszystkim i wszystkiemu, a przynajmniej ja zawsze tak miałam i nadal zresztą
mam. Wspominam o tym tylko dlatego, żeby uświadomić Wam, że jestem takim typem
osoby, który na jakiekolwiek wymuszenia reaguje buntem. W wielkim skrócie
mówiąc – albo będzie po mojemu, albo w ogóle. Czyli wszelkie sugestie odnośnie
mojego życia od osób, które mnie w ogóle nie znają (tym bardziej jak nie wiedzą
nawet o moim istnieniu), podświadomie odbieram jako ataki na moją osobę, a te
niby mądre poradniki lądują na kupce książek do pozbycia się.
Bishop zaskoczył mnie tym, że w swojej książce nie motywował do
działania, nie wskazywał żadnych żmudnych i czasochłonnych ćwiczeń. Śmiało mogę
powiedzieć, że zabrał się za opracowywanie tematu od podszewki, co w
poradnikach, z którymi do tej pory miałam do czynienia, było rzadkością. Autor
wytyka błędy w myśleniu, w podchodzeniu do poszczególnych spraw, opisując
dokładniej jak reagujemy w konkretnych sytuacjach i co rodzi się w naszych
głowach w zależności od tego, z jakim nastawieniem podchodzimy do napotkanych
okoliczności. „Kiedy używamy odpowiedniego języka i przedstawiamy swoje
problemy bardziej optymistycznie, widzimy świat z nowej perspektywy i wchodzimy
z nim w zupełnie inną interakcję”. Możecie wierzyć lub nie, ale tak właśnie
jest, a to zdanie to tylko preludium, dalej jest już tylko lepiej.
To książka, dzięki której uświadomisz sobie, że Twoje życie jest tylko
Twoje, ono nie będzie na Ciebie czekać, ani tym bardziej nikt nie przeżyje go
za Ciebie. Mimo że składa się z masy dobry momentów, to bez tych złych byłoby
za kolorowe. No i czasem niestety trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu, ale to
tylko dla własnego dobra.
Tym, którzy żadnej wiary w poradniki nie mają nie polecam czytać tej
książki, mimo że uważam ją za jedną z lepszych. Myślę też, że nie jest ona
przeznaczona dla osób, które uważają się za najlepsze, ani tych, które prowadzą
życie nie wymagające żadnych zmian. Bishop zamiast zmuszać i naciskać na
podjęcie jakichkolwiek działań – co zawsze niesamowicie mnie irytuje – dostaje się
do podświadomości czytelnika, siejąc tam małe spustoszenie i wpływając bezpośrednio
na sposób myślenia. Nie spodziewajcie się, że autor przedstawił w tym poradniku
jeden uniwersalny przepis na lepsze życie, ale śmiało szukajcie tu wartościowych
wskazówek co zrobić, aby życie było bardziej komfortowe dla nas samych.
Tytuł: Unf*uck Yourself. Napraw się!
Tytuł oryginału: Unfu*k Yourself: Get Out of Your Head and into Your Life
Autor: Gary John Bishop
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 240
Data wydania: 28 lutego 2017
Cena katalogowa:34,99 zł
Moja ocena: 7/10
Moja ocena: 7/10
Chyba trzeba będzie się zainteresować tym tytułem :)
OdpowiedzUsuńHaha dokładnie tak - jak mi ktoś mówi zrób tak to wiadomo, że zrobię zupełnie odwrotnie ;) Co do samych poradników raczej po nie nie sięgam.
OdpowiedzUsuńzksiazkanakanapie.blogspot.com
Generalnie jestem nieprzychylnie nastawiona do poradników, zawsze uważałam (i uważam nadal), że sama najlepiej wiem, jak kierować swoim życiem, by być jako tako zadowolonym. Ale ta książka przyciągnęła mnie hasłem „mniej myśl, więcej żyj”, bo idealnie do mnie pasuje, i postanowiłam zmierzyć się z pierwszym poradnikiem w swoim życiu. Na razie jestem na ok. 50 stronie i faktycznie początek nie zachwycił, zwłaszcza jak przez 30 stron facet rozwodził się nad tym, o czym będzie ta książka, zamiast przejść do konkretów. Ale od drugiego rozdziału jest już lepiej i zamierzam dać jej szansę. Zobaczymy, może jednak coś we mnie zmieni... ;)
OdpowiedzUsuńWkradł ci się chyba błąd: „nie chcesz czytać, to nie czytać”.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.