Brudna, smutna i jakaś taka nieciekawa ta Warszawa.
Końcówka roku przyniosła Żulczykowi wielu nowych
czytelników ze względu na niedawno wypuszczony serial Ślepnąc od świateł, który
powstał na podstawie powieści. Przyznać się muszę, że mimo wielu poleceń,
dopiero po obejrzeniu serialu zdecydowałam się na przeczytanie tej książki.
Zwlekałam głównie ze względu na objętość, ale również przez bardzo podzielone
opinie o samej książce.
Ślepnąc od świateł to historia młodego olsztyniaka,
który chciał podbić stolicę. Studiów na ASP nie skończył, ale udało mu się
złapać fuchę, z której wydaje się być całkiem zadowolony. Jako handlarz kokainy
zarabia sporo, ale dużo też traci i ryzykuje. Okazuje się jednak, że wśród
warszawskiego nocnego społeczeństwa to właśnie pieniądze i markowe ubrania są
ważnym elementem, a znana twarz i dostęp do dobrych jakościowo używek sprawia,
że w miejskiej hierarchii pniesz się w górę.
Popełniłam jeden zasadniczy błąd – obejrzałam
najpierw serial, a później przeczytałam książkę. I obie te rzeczy zrobiłam w
dość krótkim czasie. Zdecydowanie wolałabym, żeby była to odwrotna kolejność,
szczególnie przez to, że niektóre momenty zekranizowane mocno pokrywają się z
tymi opisywanymi w powieści. Za sprawą tych powtórek miałam poczucie, że tracę
klimat, że wybijam się z historii, bo już to znam, wiem co się stanie i nie
będę miała żadnej niespodzianki.
Ślepnąc od świateł to książka, która ani nie jest
wesoła, ani szczególnie smutna, w której nie ma żadnego większego napięcia ani
zwrotów akcji, a mimo wszystko czyta się ją chętnie i szybko. Powiedziałabym,
że jest monotonna, trochę ospała i jakaś taka brudna i nieciekawa. To opisywane
społeczeństwo jest puste, otumanione i zepsute. Mam wrażenie, że Żulczyk
właśnie tego chciał, właśnie tak to sobie zaplanował. Zdecydował się na
pokazanie swoim czytelnikom Warszawy, której większość nie zna, o której słyszy
się jedynie w telewizyjnych informacjach albo nawet wcale. Ta Warszawa budzi
się do życia wtedy, kiedy większość społeczeństwa kładzie się już spać.
Ani chwili nie musiałam się zastanawiać, co sprawia,
że ta książką się tak wyróżnia i że zapada głęboko w pamięci, chociaż na
pierwszy rzut oka wydawałoby się, że jest nijaka. Mam wrażenie, że jest na tyle
rzeczywista i w tak dobry i dokładny sposób przedstawione zostało przez autora
zepsucie ludzi, że to po prostu budzi świadomość czytelnika i automatycznie wżera
się w mózg. Do tego dochodzi główny bohater, inny niż wszyscy, z którymi do tej
pory się spotkałam. Trochę mu współczuję, ale z drugiej strony go podziwiam, że
odnalazł się wśród tak podłych i zakłamanych ludzi. Przez życie na krawędzi
bezpieczeństwa lekko zaczyna wariować, a w jego świecie nie ma miejsca na
przyjaźnie i miłości, które potencjalnie mogłyby wyciągnąć go z tego
psychicznego dołka.
Ludzie uwielbiają być ranieni. Odruchowo i posłusznie idą tam, gdzie jest ból. Kojarzą go z bezpieczeństwem. Mylą z miłością.
Czepiać się można o styl, że jest jakiś taki dziwny,
że mnóstwo tam powtórzeń. Przyznać trzeba, że jest specyficzny, a do tego
fragmenty są mocno rozwleczone, ale w mojej ocenie właśnie to sprawiło, że
książka jest tak wyjątkowa. Dzieli też czytelników na dwie skrajne grupy i mimo
że ja zaliczam się do osób, które tę książkę polubiły, to potrafię dostrzec w
niej elementy, które innym mogły nie odpowiadać. Dużo w niej psychologii, wewnętrznych rozterek
i przemyśleń bohatera. Czasami składne, poukładane i zrozumiałe, a później
bardziej symboliczne, niejasne, rozwleczone, trochę jak taki słowotok, nad
którym do końca się nie panuje, a chce się szybko wyrzucić z głowy myśli. To
wszystko sprawia, że jeszcze lepiej wczuwamy się w opisywane sytuacje, że jako
obserwatorzy sami zaczynamy odczuwać wpływ zmęczenia, niepokoju. Na naszych
oczach coś się dzieje z bohaterem, jesteśmy świadkami przemiany Jacka, jego zmian humoru i widzimy, jaki wpływ ma na niego życie w zepsutym społeczeństwie.
Zatop ich wszystkich, bo nie wiedzą, co czynią, bo nie wiedzą, kim są, bo wychodzą w dzień i noc tak samo bezmyślni, tak samo oszukani jak małe dzieci, które wbiegają do ogromnego, rozświetlonego lunaparku i przez chwilę biegną, unoszone przez muzykę, reflektory, odgłosy, dźwięki i melodie, śmiech klaunów, brzdęk monet, ale po chwili zatrzymują się i stoją nieruchomo, nie wiedząc co się dzieje, głuchnąc od hałasu, ślepnąc od świateł.
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek tak dobrze
wspominała książkę i jej ekranizację. Przeważnie różnią się one od siebie, a
któraś ostatecznie okazuje się gorsza. Ślepnąc od świateł i w jednej, i w
drugiej formie bardzo mi się podobało, chociaż nie obyło się bez drobnych wad. Po
przeczytaniu książki widać, że w tym przypadku historie się zazębiają, a niektóre
fragmenty powieści zmieniono na potrzeby większej spektakularności i łatwiejszego,
bardziej wyraźnego efektu.
Opinie o książce Żulczyka są mocno podzielone i po
jej przeczytaniu wiem, z czego to wynika i całkowicie to rozumiem. Jednak to,
co część uważa za wadę, dla mnie było ogromną zaletą. Należy mieć na uwadze, że
to specyficzna powieść, która pokazuje świat, do którego zwykły zjadacz chleba
prawdopodobnie nie ma dostępu, a co za tym idzie, też może go nie zrozumieć. Fabuła
może wydawać się monotonna i przegadana przez mnóstwo monologów wewnętrznych
głównego bohatera, będącego również narratorem. Książkę polecam tym, którzy
lubią powieści rozbudowane pod względem psychologicznym, nieoczywiste historie
i przede wszystkim mroczny i duszny klimat noir, który mnie osobiście najbardziej zachwycił.
Ludzie sypiają ze sobą, nic ekscytującego. Zdjąć przed kimś ubrania i położyć się na kimś lub obok kogoś to żaden wyczyn, żadna przygoda. Przygoda następuje później, jeśli zdejmiesz przed kimś skórę i mięśnie i ktoś zobaczy twój słaby punkt, żarzącą się w środku małą lampkę, latareczkę na wysokości splotu słonecznego, kryptonit, weźmie go w palce ostrożnie jak perłę i zrobi z nim coś głupiego, włoży do ust, połknie, podrzuci, zgubi. Potem, znacznie później, zostaniesz sam z dziurą jak po kuli, i możesz wlać w tę dziurę mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, ale nie wypełnisz, nie zamkniesz, nie zabetonujesz, nie ma chuja.
Tytuł: Ślepnąc od świateł
Autor: Jakub Żulczyk
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 520
Data wydania: 17 października 2018 (edycja z okładką serialową)
Cena katalogowa: 36,90 zł
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz