15 stycznia

#374. Ślepnąc od świateł - Jakub Żulczyk



Brudna, smutna i jakaś taka nieciekawa ta Warszawa.

Końcówka roku przyniosła Żulczykowi wielu nowych czytelników ze względu na niedawno wypuszczony serial Ślepnąc od świateł, który powstał na podstawie powieści. Przyznać się muszę, że mimo wielu poleceń, dopiero po obejrzeniu serialu zdecydowałam się na przeczytanie tej książki. Zwlekałam głównie ze względu na objętość, ale również przez bardzo podzielone opinie o samej książce.
Ślepnąc od świateł to historia młodego olsztyniaka, który chciał podbić stolicę. Studiów na ASP nie skończył, ale udało mu się złapać fuchę, z której wydaje się być całkiem zadowolony. Jako handlarz kokainy zarabia sporo, ale dużo też traci i ryzykuje. Okazuje się jednak, że wśród warszawskiego nocnego społeczeństwa to właśnie pieniądze i markowe ubrania są ważnym elementem, a znana twarz i dostęp do dobrych jakościowo używek sprawia, że w miejskiej hierarchii pniesz się w górę.

Popełniłam jeden zasadniczy błąd – obejrzałam najpierw serial, a później przeczytałam książkę. I obie te rzeczy zrobiłam w dość krótkim czasie. Zdecydowanie wolałabym, żeby była to odwrotna kolejność, szczególnie przez to, że niektóre momenty zekranizowane mocno pokrywają się z tymi opisywanymi w powieści. Za sprawą tych powtórek miałam poczucie, że tracę klimat, że wybijam się z historii, bo już to znam, wiem co się stanie i nie będę miała żadnej niespodzianki.
Ślepnąc od świateł to książka, która ani nie jest wesoła, ani szczególnie smutna, w której nie ma żadnego większego napięcia ani zwrotów akcji, a mimo wszystko czyta się ją chętnie i szybko. Powiedziałabym, że jest monotonna, trochę ospała i jakaś taka brudna i nieciekawa. To opisywane społeczeństwo jest puste, otumanione i zepsute. Mam wrażenie, że Żulczyk właśnie tego chciał, właśnie tak to sobie zaplanował. Zdecydował się na pokazanie swoim czytelnikom Warszawy, której większość nie zna, o której słyszy się jedynie w telewizyjnych informacjach albo nawet wcale. Ta Warszawa budzi się do życia wtedy, kiedy większość społeczeństwa kładzie się już spać.

Ani chwili nie musiałam się zastanawiać, co sprawia, że ta książką się tak wyróżnia i że zapada głęboko w pamięci, chociaż na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że jest nijaka. Mam wrażenie, że jest na tyle rzeczywista i w tak dobry i dokładny sposób przedstawione zostało przez autora zepsucie ludzi, że to po prostu budzi świadomość czytelnika i automatycznie wżera się w mózg. Do tego dochodzi główny bohater, inny niż wszyscy, z którymi do tej pory się spotkałam. Trochę mu współczuję, ale z drugiej strony go podziwiam, że odnalazł się wśród tak podłych i zakłamanych ludzi. Przez życie na krawędzi bezpieczeństwa lekko zaczyna wariować, a w jego świecie nie ma miejsca na przyjaźnie i miłości, które potencjalnie mogłyby wyciągnąć go z tego psychicznego dołka.
Ludzie uwielbiają być ranieni. Odruchowo i posłusznie idą tam, gdzie jest ból. Kojarzą go z bezpieczeństwem. Mylą z miłością.

Czepiać się można o styl, że jest jakiś taki dziwny, że mnóstwo tam powtórzeń. Przyznać trzeba, że jest specyficzny, a do tego fragmenty są mocno rozwleczone, ale w mojej ocenie właśnie to sprawiło, że książka jest tak wyjątkowa. Dzieli też czytelników na dwie skrajne grupy i mimo że ja zaliczam się do osób, które tę książkę polubiły, to potrafię dostrzec w niej elementy, które innym mogły nie odpowiadać.  Dużo w niej psychologii, wewnętrznych rozterek i przemyśleń bohatera. Czasami składne, poukładane i zrozumiałe, a później bardziej symboliczne, niejasne, rozwleczone, trochę jak taki słowotok, nad którym do końca się nie panuje, a chce się szybko wyrzucić z głowy myśli. To wszystko sprawia, że jeszcze lepiej wczuwamy się w opisywane sytuacje, że jako obserwatorzy sami zaczynamy odczuwać wpływ zmęczenia, niepokoju. Na naszych oczach coś się dzieje z bohaterem, jesteśmy świadkami przemiany Jacka, jego zmian humoru i widzimy, jaki wpływ ma na niego życie w zepsutym społeczeństwie.
Zatop ich wszystkich, bo nie wiedzą, co czynią, bo nie wiedzą, kim są, bo wychodzą w dzień i noc tak samo bezmyślni, tak samo oszukani jak małe dzieci, które wbiegają do ogromnego, rozświetlonego lunaparku i przez chwilę biegną, unoszone przez muzykę, reflektory, odgłosy, dźwięki i melodie, śmiech klaunów, brzdęk monet, ale po chwili zatrzymują się i stoją nieruchomo, nie wiedząc co się dzieje, głuchnąc od hałasu, ślepnąc od świateł.
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek tak dobrze wspominała książkę i jej ekranizację. Przeważnie różnią się one od siebie, a któraś ostatecznie okazuje się gorsza. Ślepnąc od świateł i w jednej, i w drugiej formie bardzo mi się podobało, chociaż nie obyło się bez drobnych wad. Po przeczytaniu książki widać, że w tym przypadku historie się zazębiają, a niektóre fragmenty powieści zmieniono na potrzeby większej spektakularności i łatwiejszego, bardziej wyraźnego efektu.

Opinie o książce Żulczyka są mocno podzielone i po jej przeczytaniu wiem, z czego to wynika i całkowicie to rozumiem. Jednak to, co część uważa za wadę, dla mnie było ogromną zaletą. Należy mieć na uwadze, że to specyficzna powieść, która pokazuje świat, do którego zwykły zjadacz chleba prawdopodobnie nie ma dostępu, a co za tym idzie, też może go nie zrozumieć. Fabuła może wydawać się monotonna i przegadana przez mnóstwo monologów wewnętrznych głównego bohatera, będącego również narratorem. Książkę polecam tym, którzy lubią powieści rozbudowane pod względem psychologicznym, nieoczywiste historie i przede wszystkim mroczny i duszny klimat noir, który mnie osobiście najbardziej zachwycił.
Ludzie sypiają ze sobą, nic ekscytującego. Zdjąć przed kimś ubrania i położyć się na kimś lub obok kogoś to żaden wyczyn, żadna przygoda. Przygoda następuje później, jeśli zdejmiesz przed kimś skórę i mięśnie i ktoś zobaczy twój słaby punkt, żarzącą się w środku małą lampkę, latareczkę na wysokości splotu słonecznego, kryptonit, weźmie go w palce ostrożnie jak perłę i zrobi z nim coś głupiego, włoży do ust, połknie, podrzuci, zgubi. Potem, znacznie później, zostaniesz sam z dziurą jak po kuli, i możesz wlać w tę dziurę mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, ale nie wypełnisz, nie zamkniesz, nie zabetonujesz, nie ma chuja.


Tytuł: Ślepnąc od świateł
Autor: Jakub Żulczyk
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 520
Data wydania: 17 października 2018 (edycja z okładką serialową)
Cena katalogowa: 36,90 zł
Moja ocena: 8/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.