O polskiej służbie zdrowia można rozmawiać w
nieskończoność.
Końcówka ubiegłego roku przyniosła czytelnikom
mnóstwo reportaży o tematyce medycznej. Ja dopiero powoli wchodzę w ten temat,
a pierwszą książką na którą się zdecydowałam było właśnie Twoje życie w moich rękach
Katarzyny Skrzydłowskiej-Kalukin. I przyznaję, że poszła na pierwszy ogień jedynie
ze względu na niewielką objętość. Nie żałuję poświęcenia na tę lekturę kilku
godzin swojego życia, ale cieszę się, że liczy niecałe 200 stron. To książka, o
której aż chce się powiedzieć, że jest po prostu nijaka.
Moim problemem z tą książką jest chyba to, że nie
rozumiem o co autorce chodziło, co właściwie chciała przekazać, a przez to z
naszego spotkania ostatecznie nic konkretnego nie wyniknęło. Przez jakiś czas
zastanawiałam się, z której strony ugryźć tę książkę, jak napisać tę opinię,
żeby nie wylewać tu swojej frustracji na jakość służby zdrowia i znacznej
większości jej pracowników, na jakich mam okazję trafiać. Czytanie we wstępie o
ludziach nieszczęśliwych i zdławionych przez
system, których mam próbować rozumieć, i delikatne narzucanie mi bardziej
empatycznego podejścia, zadziałało na mnie jak płachta na byka. Spodziewałam
się, że w kolejnych rozdziałach będzie jeszcze gorzej, ale na moje szczęście
głos zabrali pracownicy szpitali i ośrodków medycznych, którzy bez owijania w
bawełnę też wylewali swoje żale.
Nikt nie pomyśli, że ten lekarz to też człowiek, który bywa niewyspany, który być może rozwodzi się z żoną, którego akurat boli brzuch, ale nie może wziąć wolnego, bo dociąży pracą swoich kolegów.
Myślę, że każdy kiedyś trafił na pielęgniarkę lub
lekarza, któremu brakowało zapału do pracy, który nie angażował się w sprawy
pacjenta, a na dodatek był niemiły i opryskliwy. Osobiście często trafiam na
osoby na różnych stanowiskach, które wyglądają jakby miały do mnie pretensję,
że w ogóle się pojawiłam, że miałam czelność znowu przyjść. I to akurat
niestety nigdy nie ma końca w tych określonych przypadkach. Jestem w stanie
zrozumieć to, że ktoś ma gorszy dzień i chciałby odpocząć, że jest chory albo
boryka się z trudną sytuacją życiową. Jednak przy regularnych wizytach myślę,
że trafiłabym na chociaż jeden ten dobry, pozytywny dzień, w którym nic się nie
stało, a dana osoba chętnie zajęłaby się moim problemem. Na swojej drodze
spotkałam też lekarzy, którzy mimo mnóstwa pracy i pacjentów zawsze są pozytywnie
nastawieni, chętni do pomocy i rozmowy, aż by się na tej wizycie chciało zostać
dłużej. Warto pamiętać, że to tylko ludzie, warto ich szanować, ale głowę na
karku też trzeba mieć.
Młoda onkolożka na starcie kariery czuje rozczarowanie, frustrację i brak nadziei na poprawę. Czy od ludzi tak zdławionych przez system można oczekiwać zapału? W każdym razie można zrozumieć, że są sfrustrowani.
Książka Katarzyny Skrzydłowskiej-Kalukin napisana
jest lekkim i przystępnym językiem. Mimo tego, że w rozdziałach pojawiają się
profesorowie czy znani lekarze, to jednak posługują się bardzo potocznym
językiem, dzięki czemu fragmenty czyta się szybko i całość jest zrozumiała. Opowiadają
autorce o swoich doświadczeniach jeszcze z czasów studenckich, gdzie napotykali
różne problemy w drodze do spełnienia, ale też nie brakuje fragmentów i szczególnych
przypadków, z którymi spotykali się już w pracy zawodowej. Wszyscy, jak jeden
mąż, narzekają na braki personelu i co mnie osobiście bardzo zaskoczyło –
częściej marudzą na zbyt małą kadrę w placówkach niż na niskie zarobki, chociaż
o nich też wspominają. Czytając ich historie miałam wrażenie, że wszyscy są
bardzo świadomi swoich pragnień, ale też sytuacji w której się znaleźli, na
którą sami mają niewielki wpływ. Ze słów autorki wynikało, że każdemu lekarzowi
trzeba współczuć i próbować go zrozumieć, a jej rozmówcy sami przytaczają
zachowania lekarzy i pielęgniarek, w których nie ma za grosz empatii do
pacjenta, co oni sami bardzo wyraźnie krytykują. Największe wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z fizjoterapeutką, która przedstawia tę medyczną machinę z jeszcze innej strony. Jako rehabilitantka w jednym z zakładów opiekuńczo-leczniczych pokazuje jak pracuje się z pacjentem i jego rodziną, a z gdzie z drugiej strony ma lekarzy, którzy też mają różne podejście niektórych sytuacji. Mam wrażenie, że jako ta trochę uwięziona między młotem a kowadłem ma najgorszą sytuacje. Chociaż jak sama wspomina - zdarzają się pacjenci, dzięki którym praca może okazać się większą przyjemnością.
Pytania, które autorka zadawała swoim gościom, są
trochę tendencyjne i mało szczegółowe. Moim zdaniem właśnie przez to książka wydała mi się bardzo średnia, na tyle, że za miesiąc już prawdopodobnie nie będę pamiętać żadnych szczegółów z tych rozmów. Jest to jedna z tych książek, które można przeczytać,
ale nie trzeba. A jeżeli już ją planujecie, to nie miejcie szczególnie wysokich
wymagań. Nie mam jeszcze porównania do innych tytułów bezpośrednio związanych ze
światkiem medycznym, jednak mam nadzieję, że trafię na lepszą i bardziej
interesującą, a może nawet uczącą lekturę.
Tytuł: Twoje życie w moich rękach
Autor: Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin
Wydawnictwo: Burda Książki
Liczba stron: 181
Data wydania: 28 listopada 2018
Cena katalogowa: 39,90 zł
Moja ocena: 5/10
A mi się podobała :) To prawda, że autorka mogła lepiej dobierać pytania, dociekać szczegółów i tak dalej. Ale skupiałam uwagę na wypowiedziach pracowników służby zdrowia. Ja jestem zdania, że narzekanie na lekarzy czy pielęgniarki stało się czymś zbyt powszechnym. Rzadko słyszy się pochwały. Jeśli wykonają swoją pracę dobrze - nie zwraca się na to uwagi. Za to jeśli ktoś popełni błąd - cierpi na tym opinia nie tylko konkretnej osoby, ale często całego zawodu. Potrzebowałam książki, która pokaże, że są lekarze z powołania, że ktoś potrafi dostrzec ich zaangażowanie i po ludzku docenić.
OdpowiedzUsuń