Nie byłam, nie jestem i nie będę fanką kryminału
obyczajowego.
Kiedy kilka lat temu, kiedy dopiero wchodziłam w
świat książek, polecano mi samych topowych autorów – tych znanych i lubianych
na całym świecie. I z tych norweskich, poza Larssonem i jego trylogią
Millennium, częstym poleceniem była Camila Lackberg. Przyznam szczerze, że
przez długi czas byłam zwolenniczką posiadania ładnych książek na półkach, a
seria Lackberg wygląda fenomenalnie w komplecie i przez szmat czasu kusiło
mnie, żeby kupić ją w pakietach, żeby ją po prostu mieć. Na szczęście zanim
zaopatrzyłam się we wszystkie tomy jej serii trochę dojrzałam. Dorosłam do
tego, że kupowanie książek tylko ze względu na to, że wszyscy je lubią i są
ładne, jest zupełnie bez sensu. Kupiłam pierwszy tom, który leżał na tyle
długo, że jego strony zupełnie zżółkły, a ja ostatecznie i tak skorzystałam z
elektronicznej wersji książki.
Gdyby nie to, że słuchałam jej w formie audiobooka,
to pewnie zostawiłabym ją po kilku rozdziałach. Wydawała mi się strasznie
monotonna, żeby nie powiedzieć po prostu nudna. I mimo ciekawego wątku
kryminalnego, który na początku jeszcze był mocno wyczuwalny, to relacje między
bohaterami i wywlekanie wątków pobocznych sprawiło, że zaczęła wpadać mi jednym
uchem, a drugim już wypadała. Tak jakby autorka zabiła potencjał swojej
powieści już na początku.
Na dobrą sprawę niby nie mam się za bardzo do czego
przyczepić w tej powieści, ale po kontynuację już nie sięgnę. Jeżeli chodzi o
bohaterów, to i Erika, i Patric są dopracowanymi postaciami, które od
pierwszych stron wydają się być sympatyczne. Mimo kilku drobnych zgrzytów w ich
zachowaniu, nie działali mi jakoś szczególnie na nerwy, co przy tego typu
powieściach często mi się zdarza. Nie żebym ich wyjątkowo polubiła i chciała
wchodzić głęboko w ich życie, żebym była ciekawa co tam dalej się będzie
działo, żeby łapać za kolejne tomy. To zupełnie nie ta bajka. Byli znośni, a
prawdopodobnie trochę dzięki temu dałam radę przesłuchać tę książkę do końca. Ta
napisana jest lekkim językiem, przez co łatwo się przez nią przechodzi. Autorka
przedstawia wydarzenia z różnych perspektyw czasowych, co powinno utrzymywać w
napięciu, powinno pobudzać jakiś niepokój – w moim przypadku nie dało to
żadnego pozytywnego efektu, a jedynie znudzenie przy kumulacji tej nijakości po
kolejnym nijakim rozdziale. Brakowało mi w Księżniczce jakiegoś wyraźnego elementu, który sprawi, że nie
będzie wydawała się taka rozmemłana. Bo ostatecznie stwierdzam, że była
przyzwoita, można ją czytać w zależności od upodobań, ale dla mnie nie wyróżniała
się zupełnie niczym. Minęły dwa tygodnie od czasu kiedy ją przesłuchałam, a ta
historia już zaczęła mocno blaknąć w mojej pamięci.
Odradzam przygodę z Lackberg tym, którzy tak jak ja
nie przepadają za mocniej rozwiniętym wątkiem obyczajowym od tego kryminalnego
w książkach określanych kryminałami. Myślę jednak, że tego typu powieść może
być dobrą odskocznią od ciężkich i intensywnych kryminałów, więc jeżeli macie w
zwyczaju właśnie takie czytać, to Księżniczka z lodu da wam znacznie więcej
spokoju ducha. Pytanie czy tego spokoju nie będzie za dużo i nie uśniecie
między rozdziałami w nudów. Można przy niej odpocząć, chociaż u mnie kończyło
się to utratą świadomości, co właśnie działo się w fabule. No i jeżeli o mnie
chodzi, to ja już do książek tej autorki nie wrócę.
Tytuł: Księżniczka z lodu
Tytuł oryginału: Isprinsessan
Autor: Camilla Läckberg
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 424
Data wydania: 24 czerwca 2016
Cena katalogowa: 24,90 zł
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz