Kryminał z sensacyjnym sznytem.
Mroczny świt zaciekawił mnie swoim opisem, który już
na pierwszy rzut oka zapowiadał dużo wrażeń i komplikacji. Na autora trochę nie
zwróciłam uwagi, byłam prawie pewna, że to debiutant, któremu po prostu
chciałam dać szansę. Dopiero kiedy wzięłam w ręce papierowy egzemplarz
przypomniało mi się, że przecież wiem, kim jest Szymańczak, bo na półce mam
jego poprzednią książkę. Co prawda nadal nieprzeczytaną, ale teraz to już na
pewno nadrobię! Szymańczak to były pruszkowski policjant, który służbę przerwał
ze względu na rozpoczęcie studiów politologicznych, a później jeszcze
amerykanistycznych. Jest miłośnikiem historii i kultury USA, co zaowocowało
kilkoma podróżami, a także jest nauczycielem języka angielskiego. Sądzę, że
zapoznanie się z jego biografią daje już kilka odpowiedzi, dlaczego ta powieść
wygląda tak, a nie inaczej.
Przyznam szczerze, że dziwnie czyta się książkę
polskiego autora, który część swojej fabuły umiejscawia w Stanach
Zjednoczonych. Początkowo miałam przez to dość mieszane odczucia (bo dlaczego
całość nie dzieje się w Polsce?), ale z czasem – i z rozwojem fabuły –
przekonałam się, że Szymańczak doskonale poradził sobie z prowadzeniem i
połączeniem jej. Nie ma co się jednak oszukiwać, łatwo w tej powieści wyłapać
takie amerykańskie naleciałości – powiedziałabym, że przejawiające się w
dramatyzmie z nutką sensacji. Dla mnie to było ciekawe urozmaicenie, które
stawało się jeszcze bardziej wyraźne przy zestawieniu polskiej rzeczywistości z
tą amerykańską. Po przeczytaniu tego kryminału pomyślałam, że gdybym wcześniej nie miała świadomości, że
autor jest Polakiem, to podejrzewałabym jakiegoś Amerykanina.
Na jednym trupie akcja się nie skończy. Dużo się dzieje, a czytelnik postawiony zostaje przed wyzwaniem, żeby wszystko na bieżąco rejestrować. Przyznam szczerze, że początkowe rozdziały w ogóle nie miały dla mnie sensu i nie potrafiłam rozgryźć, jak autor planuje połączyć wszystkie te dość osobliwe polskie elementy, z dziwnymi morderstwami i dlaczego część powieści dzieje się w Stanach. Gwarantuję, że z czasem wszystko zaczyna nabierać kształtów.
Na jednym trupie akcja się nie skończy. Dużo się dzieje, a czytelnik postawiony zostaje przed wyzwaniem, żeby wszystko na bieżąco rejestrować. Przyznam szczerze, że początkowe rozdziały w ogóle nie miały dla mnie sensu i nie potrafiłam rozgryźć, jak autor planuje połączyć wszystkie te dość osobliwe polskie elementy, z dziwnymi morderstwami i dlaczego część powieści dzieje się w Stanach. Gwarantuję, że z czasem wszystko zaczyna nabierać kształtów.
Nie jestem pewna, jak wyszło autorowi opisanie pracy
amerykańskich służb w porównaniu do rzeczywistości – nie mam żadnego
odniesienia, a też nie jestem znawcą tematu. O pracy polskich jednostek też
wiele nie powiem, ale jako byłemu policjantowi wierzę, że te zachowania nie
mijają się mocno z prawdą. Mimo wszystko szczególnie się na tym nie skupiałam,
nie szukałam dziury w całym, a dałam się ponieść historii stworzonej przez
Szymańczaka. Nie miałam żadnego problemu, żeby wejść w tę fabułę jak w
rzeczywistość, chociaż zawierała one liczne momenty odskakujące od normy, które
miały na celu podbicie tempa akcji i jeszcze mocniejsze wciągnięcie czytelnika
w wir wydarzeń. Dla mnie pierwsze spotkanie z Szymańczakiem było bardzo udane, chociaż nie zabrakło drobnych wad.
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: 26 lutego 2020
Moja ocena: 7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz