13 września

#489. Srebrne skrzydła | Camilla Läckberg

 

Dopiero co skończyłam pierwszy tom nowej serii Läckberg, a już przeczytałam następny.

Myślę, że to dobry znak, chociaż już na wstępie powinnam uprzedzić wszystkich, którzy w tej serii będą szukać thrillera. O ile w pierwszym tomie, czyli w Złotej klatce, takie wątki zaczęły się pojawiać w drugiej połowie książki, tak tutaj jest ich naprawdę jak na lekarstwo. To zdecydowanie źle, jeżeli podchodzicie do tej serii nie znając stylu Läckberg i oczekując tego thrillera w większych dawkach. Ale myślę, że dobrze, jeżeli w takich książkach szukacie odpoczynku, a rozbudowane wątki obyczajowe was nie odstraszają.

 

Trochę dziwnie to wygląda kiedy ja to piszę, jako osoba, która totalnie nie odnajduje się w powieściach, w których obyczaj dominuje nad warstwą kryminalną, ale w tym wypadku bardzo mi to dobrze zrobiło. Pierwszy tom mnie mocno zaintrygował, że praktycznie od razu wzięłam się za drugi. Ten uważam za gorszy pod względem wątków związanych z obiecywanym na okładce thrillerem, ale jestem całkowicie usatysfakcjonowana rozwojem spraw związanych z życiem Faye – patrząc na retrospekcje z życia prywatnego, ale też na rozwój zawodowy. Dużo elementów tej układanki zaczyna do siebie pasować, składa się to w logiczną całość i zaczyna być wiadomo dlaczego główna bohaterka zachowuje się tak, a nie inaczej. Zakończenie może sugerować, że pojawi się kolejny tom, jednak gdzieś czytałam, że w serii zaplanowano tylko dwa.

 

Mam wrażenie, że dużo jest w tej książce stylu Läckberg, który właśnie sprawia, że te jej powieści są bardziej osobiste, takie psychologiczne, a znacznie mniej mają elementów kryminalnych. Z jednej strony to fajna rzecz, bo można porządnie wypocząć przy takich lekturach, jednocześnie pozostając jedną nogą (trochę umownie) w gatunku, ale z drugiej można się totalnie przejechać nie znając tych jej nawyków pisarskich. Wydaje mi się też, że niektóre opisywane sytuacje są za bardzo dramatyczne, przez co cała powieść traci trochę na wiarygodności, a przy okazji też wydaje się być bardziej przewidywalna.

 

Wychodzi na to, że cały czas narzekam na Srebrne skrzydła, a przeczytałam je dosłownie w kilka godzin nie mogąc się oderwać. To moje wytykanie błędów pojawiło się po to, żeby przestrzec potencjalnych przyszłych czytelników przed zbyt wygórowanymi oczekiwaniami, jeżeli nie znają jeszcze Läckberg. Saga o Fjällbace, którą sama rozpoczęłam już dość dawno temu (przeczytałam jeden albo dwa pierwsze tomy – już nie pamiętam) była dla mnie sporym rozczarowaniem przez to, że sugerowałam się opiniami innych o tym, że to świetna saga kryminalna. Dla mnie w niej kryminału było na tyle niewiele i był tak mocno stłamszony przez wszystkie inne wątki, że zupełnie nie odczuwałam radości z czytania tej serii. Tutaj jest podobnie, ale dodanie książki kategorii thrillera psychologicznego sprawia, że czytelnik spodziewa się jednak czegoś innego.

 

Dla tych, którzy mieli z Läckberg już jakikolwiek kontakt i spodobała im się jej powieść z pewnością nie będą zawiedzeni. Tym, którzy potrafią do książki podejść z otwartą głową i pozwolą się prowadzić fabule, powinno się spodobać. Natomiast ci, którzy poszukują rasowego thrillera, który sprawi, że nie będą mogli usnąć albo że książka wywoła u nich ciarki, zdecydowanie trafili nie pod ten adres.





Tytuł oryginału: Vingar av Silver
Tłumaczenie: Inga Sawicka
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 16 września 2020
Moja ocena: 7/10





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.