Janiszewska przeszła samą siebie.
To, że lubię oniryczne książki wiecie od zawsze, a jak nie wiecie albo nie pamiętacie, to właśnie przypominam. Janiszewska zawsze pisała powieści, które wpasowywały się idealnie w mój gust, ale tym razem zafundowała mi takie zaskoczenie, taką czytelniczą niepewność co do rozwiązania sprawy zaginięcia, że ta przyjemność z przeczytania Apartamentu jest trudna do opisania słowami. Książkę czytałam już spory kawał czasu temu, więc miałam chwilę na zastanowienie się, co bym dokładnie chciała Wam o niej opowiedzieć i właściwie jak ją opisać, żeby wypadła możliwie jak najlepiej.
Małżeństwo przyjeżdża do luksusowego hotelu w
Karkonoszach na upragniony weekendowy odpoczynek. Wszystko zapowiada się
idealnie, ale nagle Nina znika bez śladu, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Jej
mąż dokłada wszelkich starań, żeby dotrzeć do prawdy i odnaleźć ukochaną, biega
i błądzi po hotelu w nadziei, że nie stało się nic poważnego. W tym wszystkim
trochę pomagają mu hotelowi goście i pracownicy.
Przede wszystkim warto podkreślić, że to thriller
psychologiczny, w którym mocno podkreślone zostały emocje i psychiczne problemy
bohaterów. Rzecz się dzieje na ograniczonej przestrzeni, więc powiedzieć śmiało
można, że to thriller z motywem locked room. Mamy też ograniczoną grupę
bohaterów – potencjalnych podejrzanych przy ewentualnym uprowadzeniu Niny – ale
również ostatecznie ograniczone możliwości tego, co właściwie się wydarzyło.
Janiszewska kolejny raz świetnie zagrała na moich
emocjach, przy każdym moim zwątpieniu podsuwała mi pod nos kolejne okruchy,
żebym ruszyła ich śladem. I tak naprawdę, jak teraz sobie o tej fabule myślę,
to mam wrażenie, że Tomasz – główny bohater – miał dokładnie to samo. Mam
wrażenie, że ostatecznie większość przeżywaliśmy wspólnie, byliśmy tak samo
zagubieni i nie wiedzieliśmy właściwie o co chodzi. Ja dodatkowo zastanawiałam
się, kto tutaj nie mówi prawdy – bohater czy autorka. Ostatecznie miałam z tyłu
głowy myśl, jak to wszystko się może potoczyć, ale nie dopuszczałam jej do
siebie, żeby wyciągnąć maksymalną przyjemność z tej lektury.
I zakończenie było niewiarygodnie satysfakcjonujące.
Uwielbiam takie zakończenia, szczególnie, że dzięki takiemu obrotowi spraw
poczułam, że ta powieść ma głębię, że nie jest zwykłym thrillerem, który
oblatuje się od pierwszej do ostatniej strony. A to się przełożyło na fakt, że
nadal wspominam tę książkę i zdecydowanie była jedną z lepszych moich
zeszłorocznych lektur.
Od momentu, kiedy przeczytałam Apartament zdążyłam już pewnie przeczytać z pięćdziesiąt innych książek gdzieś w międzyczasie. To, że nadal pamiętam fabułę tego thrillera, ale także wszystkie emocje, które towarzyszyły mi w czasie jego czytania już Wam powinny zasugerować, jakie wrażenie zrobiła na mnie ta książka. Ostatecznie też stwierdzam, że nie muszę mówić nic więcej, żeby namówić Was na lekturę. To po prostu trzeba przeczytać.
Te różnorakie ograniczenia, które serwuje autorka i poczucie, że nie wiadomo komu należy ufać mnie zdecydowanie zachęcają. Z drugiej strony czytałam "Niewybaczalne" tej autorki i chociaż wiele elementów mi się w niej podobało, to zakończenia domyśliłam się tak szybko, że byłam tym zawiedziona.
OdpowiedzUsuń