To, co tym razem zrobił Sager nie mieści mi się w głowie.
Bez bicia przyznaję, że uwielbiam większość jego
książek i bardzo cenię jego twórczość za kreatywność. Ale Riley, Riley, Riley…
co Ty ze mną robisz. Dom po drugiej stronie jeziora to książka, którą po
zakończeniu miałam ochotę wyrzucić przez okno. Tyle emocji, tyle myśli, które
do dnia dzisiejszego kołaczą mi się głowie. Szczerze mam ochotę jej
nienawidzić, ale z drugiej strony kocham całym sercem. Na pewno wzbudzi mnóstwo
kontrowersji i podzieli czytelników, ale liczę, że jednak większość z Was się w
niej zakocha, tak jak ja. Poznajcie mój lutowy patronat.
Casey Fletcher, niedawno owdowiała aktorka, wyjeżdża
do domu nad jeziorem, licząc na odrobinę świętego spokoju. Uzbrojona w lornetkę
oraz spory zapas alkoholu spędza czas na podglądaniu pary mieszkającej w domu
po drugiej stronie jeziora. Kiedy Katherine nagle znika, Casey za wszelką cenę
chce się dowiedzieć, co się stało z sąsiadką. Po kolei odkrywa coraz
mroczniejsze tajemnice kryjące się tuż pod powierzchnią pozornie perfekcyjnego
małżeństwa Royce'ów.
I powiedzmy sobie szczerze, że Dom po drugiej stronie
jeziora nazywany jest thrillerem z motywem paranormalnym. Jest w tym sens, jest
tu logika. Ostatecznie mam wrażenie, że cała fabuła, wszystkie poszczególne
wydarzenia wychodzące poza zakres tej „normalności” sugerują, że to jednak
bardziej horror niż thriller. Mówię o tym dość ogólnie, żeby jednak wszyscy ci,
którzy Domu nie czytali nie znaleźli tutaj spoilerów, które pozbawią ich
przeżyć i rozrywki. Ale warto, żeby każda z tych osób miała też świadomość, że
to jednak bardziej książka w stylu Sagera, gdzie zupełnie nie wiadomo co się
wydarzy, niż taki klasyczny thriller.
Jeżeli o mnie chodzi, to ja w ostatnim czasie bardzo
mocno kręcę się przy tych paranormalnych tematach i czytam zdecydowanie więcej
takich książek. Mimo wszystko nadal jestem dość sceptyczna do wydarzeń mocno
odbiegających od rzeczywistości i łatwo jest mnie zanudzić nadmiarem takiej
nadprzyrodzonej akcji. Sager prawie przedobrzył, a jego książka uplasowała się
u mnie wysoko w rankingu tych, których nienawidzę, ale kocham. Ciężko to
wytłumaczyć nie mogąc zdradzać samej fabuły, ale ustalmy, że w tych swoich
wymysłach po prostu doszedł do granicy mojej akceptacji thrillerów
paranormalnych. Sam klimat otoczenia, budowanie napięcia, przerzucanie
podejrzeń – dla mnie miodzio. Główna bohaterka trochę irytująca, trochę
nadgorliwa, ale mimo że się nie polubiłyśmy, to na pewno szybko o niej nie
zapomnę. Patrząc też na taką pozornie dość spokojną aurę nad jeziorem, to Casey
Fletcher idealnie wprowadza tam lekkie zamieszanie swoją osobą.
Przyznaję, że nie jest to moja ulubiona książka Sagera
(mam wrażenie, że ciężko będzie mu pobić Wróć przed zmrokiem), ale i tak
ostatecznie będzie gdzieś wysoko w tym moim osobistym rankingu. Niesamowicie
podobał mi się klimat tej opowieści, plus za wszystkie zaskoczenia i fabularne
zmyłki, a wątek paranormalny nadał tej książce wyrazu i sprawił, że stała się
zdecydowanie inna niż wszystkie z tej półki gatunkowej. Jeżeli lubicie spokojną
akcję z niespodziewanymi twistami, to zdecydowanie polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz