Opis książki:
Naznaczona wstrząsającą tajemnicą ballada o pięknie i okrucieństwie polskiej prowincji.
Porywające obsesje, niszczące namiętności i groza przemijania.
Uciekająca przed Armią Czerwoną Niemka przeklina Jana Łabendowicza, który odmówił jej pomocy. Wkrótce jego żona rodzi odmieńca – chłopca o skórze białej jak śnieg. A wiejska społeczność nie akceptuje wybryków natury… Córeczkę Bronka Geldy ściga klątwa Cyganki. W wieku kilku lat dziewczynka zostaje ciężko poparzona w wyniku wybuchu granatu.
Na losy Geldów i Łabendowiczów wpływają nie tylko kolejne dziejowe zawirowania i przepowiednie, lecz przede wszystkim osobiste słabości i obsesje. Drogi obu rodzin przecinają się w zaskakujący i niespodziewany sposób. Na dobre zespaja je uczucie dwojga odmieńców, introwertycznego albinosa i okaleczonej w płomieniach dziewczyny. Po kilkudziesięciu latach mroczną tajemnicę rodzinną mimowolnie rozwikła ich jedyny syn Sebastian – utracjusz i aferzysta, który postanawia wykorzystać możliwości, jakie daje Poznań, kipiąca życiem metropolia.
Jakub Małecki snuje opowieść o przedwojennej polskiej wsi, wojnie, latach PRL-u i współczesności. Realizm magiczny łączy z groteską, a nostalgię za światem, który przeminął, przeplata z grozą istnienia w sposób godny mistrzów: Wiesława Myśliwskiego i Olgi Tokarczuk.
Odważna i dojrzała powieść jednego z najciekawszych młodych polskich autorów.
Moja opinia o książce:
Powieść Jakuba Małeckiego trafiła w moje łapki jeszcze przed
jej premierą, ale jakoś nigdy nie było czasu na zabranie się za nią, zawsze
decydowałam się na coś innego, okładając tę książkę na później. Wreszcie
nadszedł czas i na nią, a zachęcona zostałam Waszymi komentarzami, które
pozostawialiście mi zarówno na profilu Facebookowym, jak i Instagramowym – pod zdjęciami,
na których pojawiał się Dygot. Przyznam, że spodziewałam się czegoś
fenomenalnego, co powali mnie na kolana, a trochę się zawiodłam.
Książka jest emocjonalną opowieścią o życiu polskich rodzin
na prowincjach, o ich problemach i faworyzowaniu lepszej części społeczeństwa
od wszelkich odmienności, co zostało przedstawione na przykładzie rodziny
Łabendowiczów i Geldów. W obu rodzinach pojawiają się dzieci, które z czasem
stają się inne niż reszta społeczeństwa – wyróżniają się pod względem wyglądu –
przez co ich życie staje się pasmem smutku, nieszczęść i samotności. Losy obu
rodzin krzyżują się (w dość przewidywalny sposób), miłość łączy dwoje
odmieńców, a dzięki ogromnemu uczuciu na świat przychodzi ich całkowicie zdrowy
potomek.
Autor zapewnił czytelnikowi podróż w czasie – od wojen i
czasów PRL-u, aż po współczesność. Skupił się głównie na przedstawieniu swojego
wyobrażenia (a może po części też swoich doświadczeń?) minionych już lat na
przykładzie polskiej wsi. Początkowo nie
mogłam zupełnie wkręcić się w książkę –
pierwsze 100 stron było prawdziwą męczarnią, później okazało się, że
wyjątkowość powieści nie tkwi w jej fabule, a między jej wierszami. Mimo że z
czasami PRL-u osobiście miałam niewiele wspólnego, poraziła mnie rzeczywistość
powieści..
Bohaterowie przedstawieni zostali w bardzo naturalistyczny sposób,
żadne z nich nie dysponuje nadnaturalną mocą, przez co odbiór powieści jest
jeszcze łatwiejszy, a oni sami stają się jeszcze bardziej rzeczywiści i
idealnie dopasowani do wykreowanej przez autora wsi. Borykają się z biedą i
samotnością, które stale dotykają mieszkańców niezurbanizowanych obszarów. W
książce Małeckiego został poruszony też bardzo istotny temat odmienności
jednostek w społeczeństwie, który do tej pory występuje (nie tylko w przypadku
biedniejszych społeczności), a do tej pory stanowi dość istotny problem.
Okazuje się, że prześladowanie i wyśmiewanie może bardzo skutecznie uprzykrzyć
komuś życie, doprowadzając go do załamania i całkowitego wyalienowania.
Mimo pozornego negatywnego charakteru powieści, pojawiają się
również wątki miłosne, będące istną wisienką na torcie. To właśnie one
doskonale obrazują prawdziwość życia i zasadę, że raz bywa lepiej, a raz gorzej.
Mimo całej masy zalet, w powieści pojawiają się też wady,
które w moim przypadku skutecznie powstrzymały mnie od fali ochów i achów.
Przede wszystkim, wspomniany już wcześniej specyficzny wstęp, który zupełnie
mnie nie zachwycił, a nawet powiem, że prawie odstraszył i odebrał całą
przyjemność z zagłębiania się we wstępie lektury. Kolejnym elementem, który
niespecjalnie przypadł mi do gustu, jest zlanie wszystkich czasów w jedną kupę,
bez ich ewidentnego rozdzielenia (były rozdziały rozdzielające wyszczególnione
lata, ale jak dla mnie było to niedostateczne) – została zachowana odpowiednia
ciągłość czasowa, bez żadnych nagłych skoków w przeszłość czy przyszłość, ale
mam wrażenie, że na niektóre elementy powieści, zabrakło autorowi pomysłu i je
„przyspieszył”, co też wzbudza we mnie uczucie braku staranności.
Przyznam szczerze, jako okładkowa sroka, że grafika na
Dygocie całkowicie mnie zahipnotyzowała i zauroczyła. Wiem, że jedni jej
nienawidzą, natomiast ja należę do tych, którzy ją uwielbiają. Po przeczytaniu
książki stwierdzam, że teraz darzę ją jeszcze większym uczuciem, bo wiem, że w
fabule znajduje się odniesienie do okładkowego, białego jak mleko chłopca. A
dodatkowo jest super fotogeniczna, za co jeszcze bardziej mi się podoba!
Podsumowując – uważam, że książka Jakuba Małeckiego jest warta
zakupu i przeczytania, nawet jeżeli uważacie, że to nie są Wasze klimaty. Jest
to powieść z pewnością niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju, na którą warto
się zdecydować. Początkowo nie mogłam zrozumieć fenomenu tej książki, jednak z
dotarciem do jej zakończenia byłam w stanie to zrozumieć (chociaż zupełnie go
nie przejawiałam). Małecki pisze językiem prostym, ale posługuje się nim w
bardzo staranny sposób.
Dygot chcę przeczytać od dawna, jest to jeden z moich must-read na 2016 rok. Twoja recenzja tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto sięgnąć po tę powieść. Już się nie mogę doczekać lektury :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
http://mybooktown.blogspot.com
Mam ten tytuł na liście do przeczytania, ale nie jestem pewna czy rzeczywiście sięgnę po tę książkę. Odstraszają mnie wymienione przez Ciebie wady, a zwłaszcza problem z zaangażowaniem się w historię. Nie wiem czy dam radę brnąć aż do około setnej strony bez odczuwania przyjemności i zaciekawienia.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie, nominowałam Cię do mojego pierwszego tagu: http://ksiazka-od-kuchni.blogspot.com/2015/12/agatha-christie-book-tag.html
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja! Wkradł się jednak drobny błąd - "Dygot" nie jest debiutem Małeckiego, tylko jego siódmą książką :)
OdpowiedzUsuńJuż poprawiłam, wielkie dzięki za wskazówkę ;) Nie wiem tylko jak ja szukałam informacji o jego wcześniejszych książkach - widocznie gdzieś się przede mną skutecznie chowały :D
Usuń