07 lipca

#142. P.S. Kocham Cię - Cecelia Ahern



Tytuł: P.S. Kocham cię
Tytuł oryginału: P.S. I love you
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 512
Data wydania: 8 lipca 2015
Cena katalogowa: 34,90 zł


Cudowny film, nakręcony na podstawie tej książki, zmotywował mnie do sięgnięcia po nią – wreszcie! Nasłuchałam się mnóstwa pozytywnych komentarzy o tej książce, niejednokrotnie wspominaliście o jej wyższości nad ekranizacją, więc pełna zapału, energii i żądzy słodko-gorzkich emocji zabrałam się za nią jak tylko do mnie trafiła.
Tu, w opisie pojawi się kilka spoilerów, bo w gruncie rzeczy ciężko je ominąć, chcąc cokolwiek powiedzieć o tej pozycji. Ale mam wrażenie, że i tak wszyscy wiedzą co się święci i nikomu nie sprawi to żadnego problemu.

Holly i Gerry byli bratnimi duszami, które miały szansę spotkać się już za czasów młodości. Od tego czasu byli nierozłączni, przy okazji przepełnieni przyjaźnią i miłością. Jednak los płata im figle i niszczy ich małżeństwo dość nieoczekiwaną śmiercią Gerry’ego. Zrozpaczona Holly nie bardzo wie, co począć ze swoim życiem, jednak jak zawsze może liczyć na pomoc małżonka – w tym wypadku nawet zza światów.

P.S. Kocham cię to druga książka Ceceli Ahern, którą miałam okazję czytać, i druga jej książka, za którą zabrałam się po obejrzeniu ekranizacji. W przypadku Love, Rosie wyszło tak, że film powalił mnie na kolana, z których dość szybko wstałam, a książka wyrządziła istne spustoszenie. Nie mogłam się jej pozbyć z głowy przez dobre kilka tygodni, a przy okazji zdradzę Wam, że była jedną z niewielu (a dokładniej trzecią) książką, na której uroniłam łezkę. Film P.S. Kocham cię oglądałam jeszcze za czasów liceum, mam z nim szczególne wspomnienia, no i oczywiście ogromny sentyment – cały czas chętnie do niego wracam w chwilach, kiedy potrzebuję się porządnie wypłakać. Przyznaję, z ogromnym bólem serca, że książka była mega pomyłką. Do tej pory boli mnie serce przez to, że książka tak bardzo różni się od ekranizacji i tym razem pojedynek wychodzi na korzyść filmu (co u książkoholików nie zdarza się za często).

Nie mam nic wielkiego do zarzucenia Ahern – jej styl jest lekki i przyjemny, książkę szybko się czytało, no ale tak istotne różnice między ekranizacją a powieścią sprawiły, że jednak stawiam na film. Zdecydowanie zabrakło mi relacji Holly-Gerry – czytając kolejne rozdziały miałam wrażenie, że fabuła bardziej się kręci wokół przyjaciół głównej bohaterki i ich problemów, niż samej miłości i tego dramatycznego rozstania z ukochanym. 

Głowna bohaterka, która niestety pozostaje przy życiu (wolałabym, żeby w książce zamienili się miejscami – Gerry żyje dalej, a Holly umiera), została przedstawiona jako – delikatnie mówiąc – fujara. Jej książkowy charakter zupełnie mi nie podpasował, czasami nawet mnie odrobinę irytowała. Ahern przedstawiła ją jako kobietę, która przez przypadek trafiła na najlepszego faceta na świecie i jakimś cudem udało jej się go przy sobie zatrzymać, aż do jego śmierci, jako nieudacznicę, która ma dwie lewe ręce w zasadzie do wszystkiego i bez czyjejś pomocy niewiele potrafi zrobić, jako nastoletnią dziewczynkę, która na każdym kroku potrzebuje pomocy mamy. Przyjaciółki głównej bohaterki też nie specjalnie przypadły mi do gustu – wydawały się być takimi babami z bazaru, wciskającymi każdemu przechodniowi jajka i próbującymi się tylko przekrzyczeć. Zdecydowanie nie.
A Gerry to kawał faceta, którego niepotrzebnie ktoś uśmiercił już na początku książki.
W najbliższym czasie mam zamiar naskrobać jakiś post o różnicach między filmem a książką. Dla mnie ta przygoda skończyła się dramatycznie i z pewnością jej nie powtórzę. Jednak większość osób, które udzielały się w komentarzach pod postami w moich social mediach, twierdziło, że film to klapa. Teraz sama nie wiem co myśleć. Pustka totalna.


12 komentarzy:

  1. Bo to chyba zależy od kolejności ;) Ja na przykład często mam tak, że jak obejrzę dobry film napierw, to książka już nie wzbudza takich zachytów :) A jesli najpierw przeczytam książkę, to wtedy w filmie jest zawsze coś nie tak :D teraz mam problem z "Projektantką". Onejrzałam film, który mnie absolutnie zachwycił. Boję się czytać książkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że zależy od kolejności! :D Ja przeważnie takich problemów nie mam, ale przy tej pozycji szczególnie mnie ruszyło, powiem nawet, że lekko się zbulwersowałam i obraziłam na książkę :D

      Usuń
  2. Ja też mam zawsze dylemat i nie wiem, czy zacząć od filmu, czy od książki. Wrażenia bywają różne. Nad tą książką zastanawiam się od dłuższego czasu, ale chyba jeszcze poczeka.

    Pozdrawiam.
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie oglądałam filmu, a książki mi się podobała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe, jak ja odebrałabym główną bohaterkę. Historię znam z filmu, ale muszę nadrobić lekturę. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam książkę, jak i oglądałam film i bardzo podobała mi się ta historia. Książki tej autorki miło wspominam, dobrze się je czytało :) Darin Kr blog.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, ja zdecydowanie wolę książkę od filmu. Może to dlatego, że najpierw czytałam, a potem oglądałam. Drażni mnie to, że w ekranizacji sporo rzeczy zostało zmienionych. A już zwłaszcza irytuje mnie to, że to matka przekazuje tam listy, a także to, że Holly łazi wszędzie z urną... Jakie to głupie. ._.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że matka przekazuje listy jest faktycznie średnie, ale za to uważam, że właśnie w książce jest za mało tej żałoby i tęsknoty za Gerrym. Film, chociażby przez to chodzenie z urną, bardziej i lepiej pokazuje uczucia człowieka, które pojawiłyby się po starcie najukochańszej osoby :D

      Usuń
    2. Właśnie dla mnie to chodzenie z trumną do przesada i... parodia? W każdym razie nic na serio, przerysowanie. Chociaż nie wiem, może w Irlandii to jest normalne, w końcu w naszym kraju urnę trzeba pochować, a nie postawić na kominku. Jednak różnice kulturowe i przyzwyczajenia wpływają na odbiór takich spraw. :P

      Usuń
  7. Hm, a u mnie czeka na swoją kolej;-)

    Btw, wybacz zboczenie zawodowe, proszę, ale pierwszy akapit - "Żądza" od "pożądać" (=chcieć), a nie "rządza" od "rządzić". Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na kolejne recenzje;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawione, dzięki za uwagę! Szczerze powiedziawszy nie zauważyłam byka, bo nic mi go nie podkreśliło - aż dziwne :D

      Usuń
  8. Ja miałam zupełnie inne odczucia. Książka mocno mną trzepnęła i zaraz po skończeniu miałam ochotę zacząć czytać od nowa. Książkowa Holly wydała mi się bardziej prawdziwa, a jej przyjaciele i rodzina po prostu cudowni. Fakt, mało tam było miłości Holly i Gerry'ego, ale to pewnie dlatego, że książce akcja bardziej skupiała się na teraźniejszości. W filmie było bardzo dużo retrospekcji.
    Film obejrzałam po książce i wprost nie mogłam uwierzyć, jak można było go tak zepsuć :) Samo przeniesienie akcji do Nowego Jorku już było złe, zniknął cały klimat irlandzkiego miasteczka. A jak zobaczyłam, że Holly zabiera ze sobą urnę z prochami męża na imprezę do klubu, to już całkiem postawiłam na nim grubą krechę.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.