Tytuł: Zaginięcie
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 512
Data wydania: 21 października 2015
Cena katalogowa: 34,90 zł
Kolejna książka Mroza, która wpadła w moje ręce. Przyznam, że Kasację
(pierwszy tom serii z Chyłką) wspominam całkiem nieźle, jednak nie nazwałabym
jej arcydziełem. A więc i tym razem nie będę wychwalać twórczości tego autora
pod niebiosa. Moje podejście do Zaginięcia
było nijakie – nie miałam ciśnienia, żeby szybko kontynuować kolejną część
serii, ale też nie czułam żadnego odrzucenia.
Chyłka i Zordon podejmują się obrony małżeństwa, któremu został
postawiony zarzut zabójstwa. Ich trzyletnia córeczka w dziwnych i nieznanych
nikomu okolicznościach przepada bez śladu, a w mieszkaniu, z którego rzekomo
uprowadzono dziecko, śledczy nie odnajdują żadnych dowodów na to, że
dziewczynka mogła zostać porwana przez osoby trzecie i podejrzenie
automatycznie spada na rodziców.
Mróz w Zaginięciu zaskoczył
mnie kreacją fabuły i już na samym początku postawił przed czytelnikiem
wyzwanie rozwiązania zagadki rzekomego porwania, mimo że sam skreślił możliwość
rozwikłania tej sprawy. Jego przebiegłości, mylne tropy, porzucane wątki i
znikające dowody doprowadzają czytelnika na skraj obłędu – oczywiście w tym
przypadku tego pozytywnego – bo za nic w świecie nie da się rozwiązać zagadki
zniknięcia dziewczynki. Wykwitające w głowie pomysły i idee na rozwiązanie
sprawy są gaszone w zarodku na kilku kolejnych stronach – jakby Mróz miał
umiejętność szybkiego wnikania do mózgu czytelnika i przewidywania jego
kolejnych myśli. Wątkiem pobocznym, urozmaicającym tą kryminalną zagadkę, jest
relacja Kordiana i Chyłki, których zaczyna łączyć coraz bardziej osobliwa więź.
Powiem Wam, że w tym tomie dzieją się złe rzeczy, których sobie nie
wyobrażałam, których się nie spodziewałam, i które oczywiście wpłynęły na chęć
jeszcze szybszego przebrnięcia przez wykreowaną historię, ale niestety nie
powiem nic o nich, bo nie chcecie tu spoilerów. Nie wiem jak Mróz to robi, ale
jego książki mają klimat, są ciekawe i jednocześnie angażują czytelnika,
wciągając go w próby indywidualnego rozwiązania zagadki, złożenia wszystkich
puzzli do kupy. Przyznam, że o ile wyjaśnienie motywu porwania było dla mnie
zaskoczeniem – o ja głupia, dałam się nabrać – tak samo zakończenie książki
jest przewidywalne, chociaż nie traci ona przez to na wartości.
Jedyne, do czego mogę się przyczepić w związku ze stylem autora, to
angielskie wtrącenia i spolszczone angielskie zwroty – nie lubię tego w
książkach, nie przekonuje mnie to, a przy okazji wydaje się być niewygodne,
kiedy starsi odbiorcy chcieliby sięgnąć po tę pozycję i musieliby sprawdzać
znaczenie słów w słowniku, albo chociaż się ich domyślać. Nie wydaje mi się to
zbyt wygodne.
Bohaterowie – Chyłka i Zordon – są najbardziej niedopracowanym
elementem tej książki. Mam wrażenie, że zostali porzuceni na pastwę losu, są
tacy niedopieszczeni i brakuje im tego wyrazu i siły, które można było bez
żadnych problemów zauważyć w Kasacji.
Tym razem trzeba się wysilić, żeby znaleźć w Chyłce nutkę agresji i żeby
chociaż raz zaśmiać się z rzucanych przez nią sucharów. Powiem szczerze – zostały
jej ucięte jaja, a pierwsze skrzypce zaczyna odgrywać Kordian (chociaż wcale mi
się to nie podoba, a jego osoba mi jakoś nie leży – nie lubię go). Usłyszałam
gdzieś, że w kolejnym tomie z Chyłką jest jeszcze gorzej, zrobiła się jeszcze
większą pindą i to głównie za jej sprawą nie mam ochoty sięgać po kolejne tomy
serii. Pokochałam jej charakter w Kasacji,
a teraz mam wrażenie, że Mróz ją powoli zabija, albo jej osobowość.
Podsumowując – druga część serii jest znacznie lepsza od pierwszej pod
względem samej fabuły, jednak ucierpieli na tym Chyłka i Zordon, bo ich
postacie okazały się niedopracowane, niedopieszczone, a nawet trochę nijakie w
porównaniu z tym, co sobą prezentowali w Kasacji.
Mimo że nie mam większych uwag do tego cyklu, to nie koniecznie zabiorę się za
kolejne tomy – tym bardziej, że okazuje się, że może ich jeszcze kilka być.
Powiem tak – nie będę się zabijać, żeby dostać kolejne pozycje z tej serii, ale
jak przy okazji wpadną mi w łapki to przeczytam, z chęcią.
Ostatnio wypożyczyłam jedną książkę tego autora z biblioteki, ale jakoś nie mogę się za nią zabrać :)
OdpowiedzUsuńKordian rzeczywiście gra tu większą rolę, choć nie miałam tak negatywnego odczucia w stosunku do ciętej Chyłki. Fabularnie wszystkie dotychczasowe części były dla mnie bardzo zadowalające :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńUwielbiałam ten duet w "Kasacji",ale skoro w Chyłce jest teraz mniej tego, co w pierwszej części, to wielka szkoda :(
OdpowiedzUsuńMi podobało się "Zaginięcie" bardziej niż pierwsza część, jakoś tak swojsko było na tych Mazurach. Bardzo lubię czytać Mroza. Ogólnie czytuję tylko kilku wybranych polskich autorów i właśnie Mróz mnie bardzo pozytywnie zaskoczył tą serią z Chyłką. I tak, mogło by być jej nieco więcej w tej części.
OdpowiedzUsuńUważa, że im dalej w prozę autora, tym lepiej. ,,Zaginięcie" bardzo mi się podobało, pomysł na fabułę ciekawy i dobrze przedstawiony, ale mimo wszystko nadal uważam, że "Parabellum" tego autora jest najlepszą książką :)
OdpowiedzUsuńJa wszystkie trzy tomy wciągnęłam z zamkniętymi oczami. Chyłka i Zordon są chyba w ogóle moją ulubioną "parą" bohaterów na przestrzeni wielu polskich kryminałów, które bylo mi dane przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPierwszy tom nie powala, drugi był znacznie lepszy, a trzeci jest naprawdę inny. Ja tam czekam na czwarty tom :)
OdpowiedzUsuń