Tytuł: Motylek
Autor: Katarzyna Puzyńska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 608
Data wydania: 6 lutego 2014
Cena katalogowa: 36,00 zł
Serce mi pęka na miliony kawałeczków, kiedy myślę o tym, że zaraz będę
musiała wylać swoją frustrację i skrytykować książkę, do której podeszłam z
takim zapałem, z ogromną radością. Znajomi obiecali mi, że to będzie książka,
która mnie zachwyci, seria, którą pokocham. Niestety, nic z tego. Z bólem serca
stwierdzam, że jako jedna z niewielu odrzucam kolejne tomy serii o Lipowie i
ogólnie przygodę z książkami Kasi Puzyńskiej, na okoliczność pojawienia się
jakiegoś innego cyklu.
Na skraju jednej z maleńkich mazurskich wiosek znalezione zostają
zwłoki zakonnicy. Do akcji szybko wkraczają miejscowi policjanci, którym z
początku wydaje się, że zakonnica została potrącona przez samochód, jednak później
okazuje się, że została zamordowana. Kilka dni później ginie kolejna osoba, a
śledztwo zaczyna robić się coraz cięższe i trudniejsze dla lokalnej policji. Najważniejszym
elementem układanki stała się przeszłość zakonnicy.
Jeżeli mam być całkowicie szczera – styl Kasi Puzyńskiej okazał się
dla mnie zdecydowanie za bardzo rozwleczony, przez co sama intryga kryminalna
przestała wzbudzać moje zainteresowanie – za mało kryminału w kryminale.
Niestety, również wątki obyczajowe – wszelkie miłostki, związki i relacje
damsko-męskie – dodatkowo wydłużały mi fabułę. Rozumiem, że część z nich była
konieczna, ale autorka tak nafaszerowała pierwszy tom serii komplikacjami
międzyludzkimi, że dla mnie to właśnie one odgrywały pierwsze skrzypce, a same
zabójstwa i tajemnica mordercy spadła na dalszy plan. Z jednej strony mam
wrażenie, że Puzyńskiej właśnie o to chodziło, żeby w bardzo wyraźny i
charakterystyczny sposób przedstawić styl
bycia i życia mieszkańców wsi, ale z drugiej strony za bardzo zdominowały one
fabułę. Intrygi kryminalnej jak dla mnie żadnej nie było i prawdopodobnie przez
uśpioną czujność i nie pozwalanie na zwodzenie się na manowce prawie udało mi
się wytypować zabójcę.
Książki Puzyńskiej wydają się być kierowane do szerszego grona
odbiorców i niestety, podobnie jak w przypadku Mrozowych książek, pojawiają się
pojedyncze angielskie słówka w tekście, które równie dobrze mogłyby być
zastąpione polskimi odpowiednikami (ja mimo że nie mam problemów z angielskim,
bardzo nie lubię takiego montowania zagranicznych słówek w polską fabułę, a tym
bardziej polską wieś). Jednak zmierzam do tego, że młodemu czytelnikowi prawdopodobnie
nie sprawi to żadnego problemu, większość pewnie tego nie zauważyła, jednak dla
starszej osoby, może stanowić to kłopot – a domyślenie się znaczenia słowa z
kontekstu zdania też nie jest banalnie proste.
Jeżeli chodzi o bohaterów – większość z nich była wkurzająca jak mało
gdzie. Weronikę miałam ochotę rozszarpać już od pierwszych stron i wcale nie
stanowiło to elementu rozrywkowego, a dodatkowo uprzykrzyło mi czytanie tej
książki. Wiejska społeczność, do której dołącza Weronika, jest dość
specyficzna, rządzi się zupełnie innymi priorytetami niż ludność miejska i ma
zdecydowanie inne podejście do pewnych życiowych kwestii. Najważniejsze różnice
Puzyńska idealnie wplotła w osobowości bohaterów Motylka, co z jednej strony
było zaletą – bo świadczy o tym, że umiejętnie rozróżnia klasy społeczne, a
jeszcze dodatkowo podkręciła te odmienności i sprawiła, że są one jeszcze
bardziej widoczne – ale z drugiej strony głupota i życiowa ślepota tych
bohaterów aż mnie bolała. Mam też wrażenie, że autorka bardziej skupiła się na
pokazaniu czytelnikowi konkretnych relacji między ludzkich czy właśnie różnic w
społeczeństwie, a zapomniała nadać bohaterom jakieś bardziej konkretne
osobowości – zdarzało się, że postacie same oświadczały czytelnikowi jakie są,
jaki mają charakter, żeby on nie musiał się trudzić i odczytywać tego z pomiędzy
wierszy.
Dodatkowo denerwujące było wielokrotne powtarzanie stopni policyjnych,
w zasadzie za każdym razem, jak gdzieś któryś z porządkowych miał się pojawić.
I wspomnę o błędzie, a może bardziej niedopatrzeniu, autorki – jak to możliwe,
że policjanci nie zauważają, że zakonnica została zamordowana – szczególnie, że
pojawiają się bardzo charakterystyczne i jednoznaczne uszkodzenia ciała?
Kryminał przyćmiony obyczajówką, rozciągnięty do granic możliwości,
przez co niestety stracił swój charakter i intrygi stały się niemal
niezauważalne. Autorka jednak ma ogromne umiejętności obserwacji i trafnie
zaznaczyła różnice w społeczeństwie. Bohaterom niestety zostały odebrane dusze,
przez co miałam wrażenie, że są pustymi osobami. Dla mnie spotkanie z tym
kryminałem było prawdziwą męczarnią – to jedna z tych książek, które mogłabym
wykorzystywać jako środek nasenny przyspieszający zaśnięcie nawet w miejscu
publicznym i na stojąco. Do książek Puzyńskiej nie wrócę, a przez to mam też
wątpliwości do książek Bondy, chociaż całkiem możliwe, że to po prostu nie był
jej czas. Większości z Was mimo wszystko pewnie bym ją poleciła, chociaż mnie
osobiście bardzo zmęczyła.
Nie czytałam jeszcze żadnej powieści pani Puzyńskiej, jednak zaniepokoiłaś mnie tym rozwlekłym stylem Autorki. Nie lubię czegoś takiego w książkach..
OdpowiedzUsuńJa też niestety nie lubię, dlatego na kolejne części tej serii się już nie zdecyduję...
UsuńPuzyńska jeszcze przede mną :) Ciekawa jestem, bo większość opinii jest pozytywna ;) A Bonda mnie też znudziła...
OdpowiedzUsuńA no właśnie, ja się za bardzo zachęciłam pozytywnymi opiniami! A Bondę jednak też wolę omijać z daleka ;)
UsuńPowieści pani Puzyńskiej jeszcze przede mną :)
OdpowiedzUsuńOby Twoje wrażenia po lekturze były lepsze niż moje ;)
UsuńA mnie się za to Motylek bardzo podobał, połknęłam na dwa razy - właśnie szukałam jakiegoś kryminału rozwiniętego o wątek obyczajowy, by móc bardziej wczuć się w bohaterów, trochę z nimi pożyć, i tutaj to znalazłam. Szkoda, że Ci nie podeszło. ;)
OdpowiedzUsuńA no właśnie szkoda, ale dobrze, że chociaż Tobie się podobało :)
UsuńOsobiście wolę Puzyńską od Lackberg. Podobny styl pisania, ale jednak Lackberg irytuje dużo bardziej. Nie uważam tych książek za wspaniałe polskie kryminały, ale od czasu do czasu lubię poczytać :)
OdpowiedzUsuńLackberg mam na półce, jeszcze nie czytaną. Muszę przyznać, że zaintrygowałaś mnie tym komentarzem i z ciekawości chyba szybciej po nią sięgnę, żeby przekonać się na własnej skórze jak wiele ma wspólnego z Puzyńską ;)
UsuńI znowu skandal wywołujesz!
OdpowiedzUsuńCo zaś się książki tyczy, też nie lubię wrzucania angielskich słówek, jeżeli mamy do czynienia z polską literaturą. Po "Motylka" raczej nie sięgnę, bo szkoda mi czasu :D
Żaden skandal! Najzwyczajniej w świecie bardzo zachwalana książka nie przypadła mi do gustu ;)
UsuńO nie, nie cierpię, gdy w kryminale jest za mało kryminału, a miałam chęć zapoznać się z Puzyńską... :c Na pewno kiedyś wyrobię sobie własne zdanie, ale na tę chwilę czuję się zasmucona tym, że z kryminału zrobiła się obyczajówka. :c
OdpowiedzUsuńKryminalna obyczajówka to dobre określenie, a ja niestety też jestem smutna, że wyszło tak, a nie inaczej...
UsuńCzytałam "Utopce" Katarzyny Puzyńskiej i bardzo mnie wciągnęły. W "Utopcach" również jest wątek obyczajowy, ale ani trochę mi nie przeszkadzał :). Bardzo denerwowała mnie za to Klementyna Kopp. :(
OdpowiedzUsuńKlementynę Kopp miałam ochotę zabić od pierwszej chwili pojawienia się w fabule! Ja za obyczajami nie przepadam, a szczególnie takimi pojawiającymi się znienacka - jeżeli sama się na niego świadomie zdecyduję, to oczywiście mogę czytać ;)
UsuńHmmm. To mam teraz dylemat. Do tej pory nie czytałam żadnej książki tej autorki, a widzę je wyłażące zewsząd i spotykałam się raczej z samymi pozytywnymi opiniami. Twoja recenzja zniechęca mnie, więc na razie wstrzymam się z tą autorką. Jak mnie kiedyś najdzie, to spróbuję przekonać się sama, czy jest w moim guście. Póki co, mam co czytać ;-). Do Bondy się nie zniechęcaj. "Pochłaniacza" i "Okularnika" mogę szczerze polecić. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńZaczytana do samego rana
Widzisz, właśnie słyszałam, że Bonda i Puzyńska mają wiele wspólnego, więc skoro podobały Ci się powieści jednej autorki, to i druga powinna Ci podejść ;) A ja będę się trzymać od nich z daleka :D
UsuńNie czytałam więc nie wiem, po której czytelniczej stronie stanę, ale "Motylka" mam w domu i liczę na to, że niedługo sama zweryfikuję, czy Lipowo będę odwiedzać regularnie. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa Twojej opinii, ale coś czuję, że nie będziesz zawiedziona ;)
UsuńNie jesteś sama, i mnie "Motylek" bardzo głęboko rozczarował (pisałam o tym w zeszłym roku, wylewając żal bardzo zbliżony do Twojego :-)). Ale bodajć tam ta obyczajówka: ale ci bohaterowie tacy potwornie antypatyczni w tym, że zachowują się tak okropnie papierowo, ten wyciągnięty z kieszeni (i zbioru klisz) morderca, to powtarzanie tytułów w kółko, a już nieprawdopodobne zbiegi okoliczności, niewykończone wątki albo wykończone pobieżnie, to wszystko potrafi zmęczyć i zniechęcić. Cały czas się zastanawiam, czy dalej jest lepiej, ale jeszcze się nie skusiłam na kolejne części ;-).
OdpowiedzUsuń