Tytuł: Prawda o dziewczynie
Tytuł oryginału: What She Left
Autor: T. R. Richmond
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 400
Data wydania: 29 lutego 2016
Cena katalogowa: 32,90 zł
Cudowna okładka to przeważnie zapowiedź jeszcze lepszego wnętrza.
Czasami bywa gorzej, niestety, i tak też było w tym przypadku. Nawet
powiedziałabym, że było gorzej niż źle. Moim zadaniem przy tej recenzji jest
nastraszenie Was, chcę żebyście mi uwierzyli i omijali tę książkę z daleka, no
chyba, że macie na nią ochotę jedynie ze względu na okładkę. Blurb zwiastuje,
że ma być to coś pomiędzy Zaginioną dziewczyną (której jeszcze nie miałam
okazji czytać), a Dziewczyną z pociągu (która dla mnie okazała się konkretną
klapą) – dla mnie to nauczka, żeby zacząć je chociaż pobieżnie czytać przed
zakupem książki. A z obiecanym thrillerem ta książka nie ma nic wspólnego, nie
dajcie się zwieść, podejrzewam, że nawet koło żadnego nie leżała.
Alice Salmon, dwudziestopięciolatka, zostaje odnaleziona martwa w
rzece. Nikt nie wie co się stało i jak doszło do śmierci dziewczyny. Pierwsze
podejrzenie pada na znajomych, z którymi imprezowała w noc zaginięcia. Internet
szaleje, co i rusz pojawiają się kolejne komentarze w sprawie śmierci Alice.
Jeremy Cooke, uczelniany profesor, postanawia na własny rachunek zebrać do kupy
życie Alice i dowiedzieć się, co jej się właściwie przytrafiło.
Już dawno nie trafiłam na książkę, która była tak słaba, że nawet na
moment nie mogłam się skupić na czytaniu jej. Mój mózg automatycznie, przy
każdej podjętej próbie, starał się znaleźć sobie jakieś lepsze zajęcie –
chociażby obserwowanie latającej muchy czy dryfujących w powietrzu drobinek
kurzu. Mam taki nawyk, że jak już zacznę czytać jakąś pozycję, to choćby się
waliło i paliło i tak ją dokończę. Tym razem też podołałam, ale za to mogłabym
dostać jakiś medal, że dałam radę, może medal za odwagę? Albo nie, lepiej za
poświęcenie.
Przyznam, że pierwsze kilkanaście stron nawet mnie zaintrygowało i
nabierałam nadziei, że jednak nie będzie tak źle, jak część z Was zapowiadała
przy okazji pojawiających się zdjęć tej książki na moich profilach. Jednak na
tym pozytywy tej książki się skończyły, a później zaczął się totalny horror.
Autor zdecydował się na zabicie bohaterki w dziwnych okolicznościach, a w rolę „śledczego”,
który na własny rachunek miał wyjaśnić tę sprawę, wcielił jednego z
uczelnianych profesorów. Sama fabuła wydaje się mieć potencjał, ale w tym
przypadku została całkowicie zmarnowana. Strzępki informacji, do których
dochodzi nauczyciel są porozrzucane w czasie, nie pojawiają się w żadnym ciągu
przyczynowo skutkowym, co powoduje u czytelnika zamęt i niezrozumienie. Jedyną
możliwością, jak na moje oko, na tę powieść jest prowadzenie notatek – co,
gdzie, jak, kiedy, po co i kto – i ułożenie ich w odpowiedniej chronologii. Nic
nie wnoszące urywki wiadomości, artykułów, komentarzy sprawiają, że książka
dłuży się w nieskończoność, co oczywiście też wpływa na to, że nie pojawia się
tu żadne napięcie. Mam wrażenie, że tym wszechobecnym chaosem, autor chciał
zachęcić czytelnika do wszczęcia własnego dochodzenia i doszukiwania się dziury
w całym, jednak u mnie efekt był odwrotny. Nie lubię niejasnych sytuacji
wciśniętych gdzieś między tysiące niepotrzebnych słów.
Bohaterka ma dwadzieścia pięć lat, a zachowuje się jakby była o
dziesięć lat młodsza – jest mega irytująca, jej komentarze w pojawiających się
wiadomościach czy artykułach są jakieś takie puste. Mam wrażenie, że autor
tworząc jej postać zapomniał o dodaniu jej chociaż cząstki duszy, żeby
czytelnik mógł nawiązać z nią jakąś relację. Teraz, kiedy myślę o niej, darzę
ją podobnym uczuciem co pusty karton po mleku. A profesor Cooke wydaje się być
jakimś świrem.
Zdecydowanie nie polecam Wam tej książki, chyba, że lubicie marnować
swój czas na pozycje, które nie są tego warte. Zabrakło mi słów na tę powieść.
Miałam zamiar zamówić ją sobie na swoje urodziny, ale przeczytałam już kilka negatywnych opinii na jej temat, że chyba ją sobie podaruję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Szkoda, bo zapowiadała się dobra książka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Subiektywne Recenzje
Szkoda, że to nietrafiona lektura... To takie marnowanie czasu...
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że podczas tych wielkich promocji na Znaku, przez chwilę zastanawiałam się nad kupnem tej książki, chociaż właściwie nic o niej nie wiedziałam. Ostatecznie odezwał się we mnie zdrowy rozsądek i stwierdziłam, że nie potrzebuję kolejnych książek, więc nie kupiłam tej ani żadnej innej. I dobrze, jak widzę. D: Znam dobrze to uczucie, kiedy książka jest tak nudna, że nie da się jej czytać, a jednocześnie masz taki wewnętrzny przymus skończenia jej. Ja się łatwo dekoncentruję albo czasami w ogóle nie mogę skupić, nawet na najlepszej książce, więc przy takiej to już w ogóle bym cierpiała... D:
OdpowiedzUsuńHej, nie odzywam się tu często, ale zerkam na większość postów, jestem takim ninją- ale jestem! I nominowałam cię do LBA :D
OdpowiedzUsuńhttp://kocie-wasy.blogspot.com/2016/08/liebster-blog-award.html
To smutne, że książka okazała się aż tak słaba. Sam opis nie brzmiał źle, a okładka robi ogromne wrażenie. Szkoda tylko, że na tym wszystko się kończy...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Caroline Livre
Tak coś właśnie myślałem, że pod zachęcającym opisem, świetną okładką, dużą promocją oraz typowym blurbem "pod publiczkę" może kryć się coś takiego. Po niektórych książkach po prostu od razu to widać. Dzięki, że ostatecznie rozwiałaś moje wątpliwości i utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że nie warto sięgać po "Prawdę o dziewczynie" :D
OdpowiedzUsuńMy BookTown
Całe szczęście, bo miałam zamiar ją zamawiać, nawet kilka razy miałam ją w ręce w księgarni... Teraz widzę, że nic straconego, nie przebolałabym zachowania bohaterki i tego stylu. Cóż, przykro mi z powodu poświęconego czasu na tę powieść, który mogłaś spędzić zdecydowanie lepiej!
OdpowiedzUsuńJak widać piękna okładka nie gwarantuje dobrej treści :D A Ty to ostatnio masz dużego pecha i trafiasz na sporo złych książek :D
OdpowiedzUsuń