Tytuł: Damy we fiolecie
Autor: Marcin Majchrzak
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 322
Data wydania: 29 czerwca 2016
Cena katalogowa: 33,00 zł
Gdyby nie to, że odezwał się do mnie autor i poprosił o zrecenzowanie
jego debiutu, nigdy bym nie sięgnęła po tę książkę. Często, decydując się na
jakąś powieść, sugeruję się jej okładką. To właśnie one oddają klimat pozycji i
jednocześnie stanowią pewną zapowiedź tego, co czai się na ich stronach. W tym
przypadku, widząc mrocznego jeźdźca otoczonego mgłą, pomyślałam, że to musi być
fantastyka. Wiele się nie pomyliłam – bo wątki fantastyczne rzeczywiście się
pojawiły – ale sama okładka okazała się niemal zupełnie nie związana z fabułą
powieści.
Mrobus jest państwem-miastem, którego społeczeństwo tyranizowane jest
przez aktualnie rządzącą cesarzową Segvinę. Jej sposoby panowania nad spokojem
w Morbus są bardzo brutalne, jednak to nie staje na przeszkodzie Lockowi –
złodziejaszkowi, okradającemu przypadkowe mieszkania – w dalszym zarabianiu na
życie, ani Alenie, która po utracie pracy coraz usilniej próbuje zdetronizować
cesarzową. Tym razem ani Lock ani Alena nie mają szczęścia.
Ciężko jest napisać cokolwiek o książce z gatunku, po który sięga się
bardzo rzadko, bo nawet nie wiadomo na co powinno się zwrócić przy niej uwagę.
Dlatego tym razem skupię się na zaletach i wadach książki – oczywiście będzie
to moja subiektywna opinia. Pozwolę sobie też na nieco inną formę recenzji,
która może ułatwi Wam podjęcie decyzji, czy sięgnąć po ten debiut.
Humor autora – w czasie lektury niejednokrotnie parskałam śmiechem.
Marcin ma specyficzny humor, który pewnie nie będzie każdemu
odpowiadał, ale myślę, że wraz z kolejnymi przeczytanymi stronami książki czytelnik
zacznie do niego przywykać i ostatecznie mu się on udzieli. U mnie nie było
takiego problemu, od razu zostałam porwana przez zabawne teksty wciskane
wszędzie gdzie popadnie, bez względu, czy jest to zwykła rozmowa bohaterów, czy
chwila ścięcia. Lekko ironiczne i miejscami głupawe teksty sprawiają, że
czytanie tej pozycji stają się radochą.
Luźny styl i kreatywność w fabule.
Łatwy i prosty język sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko. Ewidentnie
widać, że Majchrzak nie napisał książki tylko po to, żeby pochwalić się
czytelnikom bogatym i wygórowanym słownictwem, ale żeby sprzedać im cząstkę
siebie samego, swojej radochy. Czytając Damy w fiolecie odnosiłam wrażenie, że
autor dobrze się bawił przelewając swoje myśli na papier. Samo przedstawienie fabuły
wydało mi się bardzo kreatywne – dużo się działo, wszystko wizualnie idealnie
mi się zgrywało, autor nie pogubił się w swoich wątkach.
Okładka – totalna pomyłka.
Wykonana z materiału przyjemnego w dotyku, na której zostają wszystkie
możliwe odciski. Niefajnie. Zupełnie nie zgrywająca się z książką,
odstraszająca potencjalnego czytacza, który nie gustuje w fantastyce. Niefajnie razy dwa.
Nie mój klimat.
Większych zarzutów nie mam do autora – książka jest bardzo przyzwoita
i z czystym sumieniem mogę Wam ją polecić, ale zalecam sięgnięcie po nią
osobom, które lubią średniowieczne i lekko fantastyczne klimaty. Niestety to
nie była moja bajka, chociaż przez książkę przebrnęłam, a dzięki śmieszkom
autora było nawet fajnie.
Damy we fiolecie to książka jak na moje oko specyficzna. Humor autora
zdecydowanie mnie przekonał do przebrnięcia przez tę pozycję, jednak
średniowieczny klimat, w który wpasowana została fabuła wydarzeń, nie bardzo mi
pasował. Sądzę, że wszyscy, który uwielbiają w książkach połączenie wątków
fantastyki i historii, odnajdą się w debiucie Marcina Majchrzaka.
Za egzemplarz dziękuję autorowi
Fantastyka nie dla mnie, ale już ze średniowieczem to tak, a jak jeszcze jest humor to może kiedyś w wolnym czasie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam książkę i że lubię takie tematy to mnie się bardzo podobała,napisana z humorem,chętnie poczytam nastepne które autor napisze. Ja od siebie polecam książkę .
OdpowiedzUsuń