Nowy rok już od pierwszych dni był dla mnie sporym
wyzwaniem, a z dnia na dzień było jeszcze gorzej i jeszcze ciężej. Przekonałam
się na własnej skórze, jakie życie potrafi płatać figle i jak potrafi
zaskakiwać, kiedy akurat potrzebujemy spokoju.
W czasie, kiedy zmagałam się z podejściem pod życiową
górkę, los rzucał mi jeszcze dodatkowo kłody pod nogi, przez które lądowałam na
glebie, z twarzą w błocie, przy okazji staczając się do miejsca, z którego
zaczęłam wspinaczkę. Nastąpiła kumulacja spraw, z którymi nie potrafiłam sobie
przez długi czas poradzić. Z czasem jednak wszystko się ułożyło, wyszłam na
względną prostą, a wszystkie siniaki na tyłku wspominam z lekką dumą, że w
czasie kryzysów nie rzuciłam książek w kąt.
W czasie tych sześciu miesięcy udało mi się
przeczytać 54 książki, z czego 12 pochodziło z moich prywatnych zbiorów –
jestem z siebie dumna, że wreszcie zaczęłam je wyczytywać – a 42 książki były
egzemplarzami recenzenckimi. Jedna z tych książek nie ukazała się jeszcze na
rynku, a ja miałam okazję poznać i pogadać sobie z jej autorem, który wydaje mi
się ciekawą osobą – ale nie tak ciekawą, że inspirującą, a ciekawą, że
interesuje mnie trochę jego życie i doświadczenie. Jak się okazuje, większość
tych książek była dobra i zadowalająca. Oczywiście znalazło się kilka takich,
do których na pewno nie wrócę i przez które jednak czuję się trochę oszukana.
Mam kilka odkryć roku – i książkowych, i serialowych.
Poza odkryciem niesamowitej serii książek Chrisa Cartera zaczęłam swoją
przygodę z Netflixem (przed którym bardzo długo się wzbraniałam, bo bałam się o
swój czas, który ostatecznie w większości pochłonięty został przez seriale),
ale też wpadłam na Legimi, portal, który jest książkowym odpowiednikiem
Netflixa. Tu mogłabym skończyć podsumowanie, bo wraz z wykupieniem abonamentów
na tych dwóch platformach skończyło się moje życie.
Gdzieś w międzyczasie odwiedziłam Warszawę,
oczywiście przy okazji Targów Książki. Na stadionie spotkałam się z tymi
ulubionymi, których przez długi czas złapać nie mogłam, ale też z innymi,
których wcześniej nie znałam. Jak co roku na Targi jadę bardziej dla ludzi niż
dla książek, a ostatecznie więcej czasu spędzam z innymi recenzentami niż
autorami. W czasie tych Targów udało mi się załapać na spotkanie z Chrisem
Carterm (w którym zakochałam się po uszy, ale nie chciałabym go jako swojego
życiowego partnera), złapałam też Bartka Szczygielskiego i Roberta Małeckiego, a
najbardziej żałuję, że nie zdążyłam do Izy Michalewicz (dacie wiarę, że to
chyba jedyna babka, autorka, z którą potrafię się normalnie dogadać?).
Jest pewnie sporo spraw, o których chciałam tu
jeszcze napisać, a o których już zdążyłam zapomnieć. Żeby nie przedłużać
przechodzę do książek. W każdej z wymienionych kategorii wybrałam trzy
najlepsze książki, a właściwie najbardziej pasujące do określonej kategorii.
Plus na koniec misz-masz, czyli trzy książki, których nie miałam gdzie upchnąć.
KRYMINAŁ
Największym zaskoczeniem kryminalnym pierwszego
półrocza 2018 roku była zdecydowanie Czwarta małpa. Z impetem wdarła się na rynek wydawniczy tylko po to, żeby kilka
miesięcy później już nikt o niej nie pamiętał. No prawie nikt, bo ja pamiętam.
Równie dużym zaskoczeniem były dla mnie książki Chrisa Cartera, które zawsze przekładałam
na później – Krucyfiks jest świetny,
ale im dalej w serię o Robercie Hunterze, tym lepiej. Carterowi udało się też
wskoczyć na wyższy poziom w moim serduszku niż Cobenowi, do którego mam ogromny
sentyment i przez którego w ogóle zaczęłam czytać książki. W kryminalnym top
trzy nie mogło zabraknąć Outsidera
Stephena Kinga, który wcale nie jest typowym kryminałem i jednak sporo w nim z
thrillera. Jednak już od pierwszych stron totalnie zakochałam się w klimacie
tej książki, w niedopowiedzeniach i załamywaniu rzeczywistości na rzecz rozwoju
fabuły. A z czasem trochę zaczął przypominać mi ukochany Nocny film.
REPORTAŻ
Nikogo nie powinno dziwić moje top trzy w tej
kategorii. Trzy znakomite książki, które polecam każdemu, bez żadnych wyjątków.
Polska odwraca oczy Justyny
Kopińskiej, która wywołała we mnie tak skrajne emocje, że w trakcie czytania
nie byłam w stanie wysiedzieć w miejscu. Dosłownie wyrywa z butów. Kolejna, Zbrodnie prawie doskonałe, Izy
Michalewicz, to książka opisująca zapomniane przez większość sprawy kryminalne,
których w przeszłości nie udało się do końca rozwiązać, i którymi aktualnie
zajmują się oddziały Archiwum X. Michalewicz opisała mniejsze, mniej znane
sprawy, ale dobrała się też Jaroszewiczów, która chwilę po premierze książki
wróciła jak bumerang. Na koniec Ludzie i gady Mariusza Sepioło, czyli książka w formie rozmów z więźniami polskich
zakładów karnych, ale również ze strażnikami więziennymi.
POPULARNONAUKOWE
W tej kategorii mam do przedstawienia Wam tylko dwie
książki, ale za to jak genialne! Pierwsza z nich to Już nie żyjesz, która na pierwszy rzut oka wydaje się być głupią i
niepotrzebną lekturą. Autorzy jednak zręcznie obalają lub potwierdzają mity
dotyczące możliwości śmierci. Genialna i niezwykle zabawna książka, od której
nie mogłam się oderwać.
Pojedyncze przecięcie papierem może zabić. To się już zdarzyło. W 2008 roku inżynier brytyjskiego pochodzenia skaleczył się papierem, zyskując na ramieniu kilkumilimetrowe draśnięcie, a potem wyjechał do Francji. Wkrótce wystąpiły u niego objawy grypopodobne, zaczął być przemęczony i odchodził od zmysłów. Sześć dni później zmarł w szpitalu na martwicze zapalenie powięzi (…).
Drugą książką, w zupełnie innym klimacie i na
całkowicie innym poziomie, jest Moja europejska rodzina. Książka niesamowicie ciężka, trudna i bywa monotonna,
ale dawka wiedzy z zakresu genetyki i historii całkowicie wynagradza ilość
czasu jaką trzeba poświęcić na przeczytanie tej książki.
PRZYRODNICZE
Zbrodnie roślin to najlepsza książka o roślinach,
jaką do tej pory miałam okazję przeczytać. Genialne i intuicyjne przedstawienie
konkretnych gatunków roślin od strony botanicznej, ale w zestawieniu z
ciekawostkami i dokonaniami.
Niejedna z opisanych w tej książce roślin dopuściła się czynów haniebnych: pewien chwast zabił matkę Abrahama Lincolna; krzew nieomal oślepił Fredricka Lawa Olmsteda, największego amerykańskiego architekta krajobrazu; przez cebulkowy kwiat pochorowali się uczestnicy ekspedycji Lewisa i Clarka; szczwół plamisty pozbawił życia Sokratesa; a najbardziej zdradzieckie ze wszystkich zielsk – tytoń – ma na sumieniu dziewięćdziesiąt milionów ludzkich istnień. Pochodzący z Kolumbii i Boliwii krzew o własnościach pobudzających (…), rozpętał globalną wojnę narkotykową, natomiast ciemiernik, użyty przez starożytnych Greków w jednej z wojen, zalicza się do najwcześniejszych broni chemicznych w historii.
Idąc dalej mamy Shinrin-yoku,
czyli książkę przez którą w mgnieniu oka zatęsknimy za lasem, za naturą. W
wielkim skrócie zbiera wyniki badań przeprowadzanych przez dra Qinga Li w
dziedzinie medycyny leśnej, więc dowiecie się z niej jak wpływa na ludzi
bezpośredni kontakt z naturą. I trzecia
książka to Wilczyca, w której autor
opisuje po prostu życie wilków, ich nawyki i zachowania, ale także pokazuje
bezmyślność i bezwzględność ludzi. Lektura tylko dla osób o mocnych nerwach.
NAJWIĘKSZE ZASKOCZENIE
Trzy książki z różnych kategorii, ale równie dobre i
warte waszego zainteresowania. Odetchnij od miasta to książka, która na pierwszy rzut oka wygląda jak kolejny nikomu
niepotrzebny przewodnik. Jak się okazało jest jednak super książką zbierającą
różne miejsca w całej Polsce, w których można totalnie wypocząć od miasta, a co
najważniejsze – na łonie natury. A ja żem jej powiedziała to książka Kasi Nosowskiej, którą całym serduszkiem kocham
za jej twórczość muzyczną (tą kiedyś, bo aktualna za bardzo mi nie leży). Do
książki nie byłam przekonana, ale ostatecznie zdecydowałam się ją przeczytać w
wersji elektronicznej. No i wyszło – zabawnie, że aż boki zrywać i za każdym
razem po prostu w punkt. Ostatnią książką jest pamiętnik lekarza, Będzie bolało, którą na początku
chciałam porównać do Jeszcze jeden oddech,
ale wyszło zupełnie inaczej – co w tym przypadku wcale nie znaczy, że gorzej.
Nie jestem kimś, kto powie wam, jak radzić sobie z żalem i smutkiem – i nie o tym jest ta książka. To po prostu opis przeżyć lekarza, jednego z wielu, dający pewne wyobrażenie o tym, jak naprawdę wygląda ta praca.
NAJŁADNIEJSZE WYDANIA
Przypominam, że podsumowuję tylko książki, z którymi miałam
styczność od początku stycznia do końca czerwca. Zwracam uwagę na wydanie, ale
przeważnie jednak kieruję się odpowiadającą mi tematyką. Jest taka książka, a
właściwie tomik poezji, który powinnam wrzucić raczej do kategorii NIE POLECAM,
ale ze względu na wydanie ląduje tutaj. Mówię o książce Anny Cirkowskiej Chłopcy, których kocham. Cudowny tytuł
zapowiadający miłosne uniesienia w zestawieniu z tym uroczym, minimalistycznym
wydaniem, trochę stylizowanym jednak na książki Rupi Kaur sprawił, że moje
libido spadło do zera. Nie umiem w taką poezję współczesną, zupełnie jej nie
rozumiem, więc też nie mogę jej polecić. Ale wydanie boskie! Dalej będzie tylko
lepiej, bo wskakuje Kredziarz
C.J.Tudor, będący częściowo książkowym odpowiednikiem serialu Stranger Things
(a przynajmniej tak mówią). Sama książka tyłka nie urywa, ale nie rozczarowuje.
A ten grzbiet, samo wydanie, jest obłędne! I na koniec Usłysz mnie Najwy Zebian, czyli kolejny tomik poezji przedstawiający
poezję współczesną, jednak zupełnie inną niż ta, do której byłam przyzwyczajona.
To było najlepsze przeżycie szczególnie, że wydawca postawił na wydanie
dwujęzyczne, więc przeżywanie możliwe jest po polsku i po angielsku. Super
opcja, którą szczerze polecam!
ZAWODY
Zawodów w tym półroczu wcale nie miałam tak dużo, co
jest dobrym znakiem. Mogłabym tu wrzucić jeszcze raz poezję Cirkowskiej, ale ze
względu na to, że postanowiłam nie powtarzać tytułów, wyciągam z rękawa kolejne
trzy pozycje. Świeże rozczarowanie to Dom mgieł, który totalnie mnie zanudził. Pomysł niby jest, umiejętności autora
też, ale jednak coś nam nie pykło. Nie polecam, a pozostałe książki omijam
wielkim łukiem. Kolejna to Kup kochance męża kwiaty i chyba nie zaskoczę was mówiąc, że okazała się koszmarem.
Czytając ją miałam ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy, a dodatkowo tak
się nad sobą znęcałam, że przeczytałam ją od deski do deski. Nie jestem w
stanie czytać takich bzdur. Na koniec Wyklucie,
które nie było złą książką, ale mnie zawiodło, bo spodziewałam się jednak
czegoś bardziej żywego, dynamicznego, a to było jednak przegadane.
MISZ-MASZ
Trzy książki, które nigdzie mi nie pasowały. Pierwsza
to książka Alka Rogozińskiego, o której nie mogłam nie wspomnieć przy okazji
półrocznego podsumowania. Mówię oczywiście o Kto zabił Kopciuszka? Zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla fanów
kryminałów w tej zabawnej odsłonie. Idąc o krok dalej Małgorzata Rejmer i
reportaż Bukareszt. Krew i kurz,
który przeczytałam przed wakacyjnym wylotem do Rumunii. Wylot nie wypalił, bo
życie udupiło mnie w jednym miejscu, ale książka bardzo mnie zaskoczyła. Mam wrażenie,
że ten reportaż ma zupełnie inną formę niż te, z którymi do tej pory się
spotykałam, a przy okazji przedstawia Rumunię taką, jaką chciałabym zobaczyć –
trochę brudną, zabiedzoną, ale też niesamowicie klimatyczną. A na koniec Cudowny chłopak, czyli książka, która
wycisnęła ze mnie kilka łez. Nie myślcie, że uroniłam je ze względu na ludzi,
którzy przewijają się w fabule, bo to wszystko przez zwierzęta. Więcej mówić
nie będę, żeby nikomu nie zepsuć zabawy z książką, ale to właśnie krzywda
zwierząt zawsze doprowadza mnie do złego stanu psychicznego.
Jestem bardzo ciekawa jakie książki stanęły u Was na
podium przez te 6 miesięcy, a może czytaliście któreś z wymienionych przeze
mnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz