15 maja

#470. Ja cię kocham, a ty miau | Katarzyna Berenika Miszczuk


Komedia kryminalna z kocim detektywem!


Ta książka już od początku wydawała mi się jakaś taka trochę podejrzana. Autorki w ogóle nie kojarzyłam z kryminałami ani nawet z komedią, zresztą to była jej pierwsza powieść, którą zdecydowałam się przeczytać. Kiedy zaczęłam, kiedy powoli wchodziłam w tę historię, zastanawiałam się, co tu się właściwie wydarzyło i o co chodzi. Byłam bardzo niepewna tego, co spotka mnie na kolejnych stronach. Jednak jak się szybko okazało, bez większego zastanowienia pochłonęłam ją całą, praktycznie na raz, nie mogąc się od niej oderwać.

Najbardziej charakterystyczną cechą tej komedii, a zarazem jej ogromną zaletą, jest jej narracja, która poprowadzona została z perspektywy… kota. W pierwszym momencie miałam bardzo mieszane uczucia, bo nigdy nie miałam kota, nie potrafiłam się z nim utożsamić i w ogóle zazwyczaj nie darzę się sympatią z tymi futrzakami (z wzajemnością). Wydawało mi się, że to będzie bariera nie do pokonania, że nie będę potrafiła się jakoś tak pozytywniej nastawić na tę powieść, wgryźć w historię, a jednocześnie zrozumieć, o co chodzi. Ostatecznie mam wrażenie, że jest spora szansa na to, że niektóre żarty mogły mnie ominąć, ale myślę głównie o takich anegdotkach kociarzy. Już nie chodzi o to, że ich nie zrozumiałam, ale mogłam ich nie wyłapać. To jednak nie zmienia faktu, że Ja cię kocham, a ty miau była strzałem w dziesiątkę. Raz, że była lekką książką, którą potrzebowałam przeczytać właśnie w tym momencie, kiedy do mnie trafiła, a dwa, że nadal świetnie się przy niej bawiłam i z czystym sumieniem mogę przyznać, że zapadła mi w pamięć.

Komedie kryminalne zazwyczaj mają to do siebie, że większy nacisk stawia się w nich na funkcję rozrywkową, niż na tworzenie niesamowicie zawiłej intrygi kryminalnej. Tutaj oczywiście nie zabrakło ani jednego, ani drugiego. Intryga co prawda nie była wyjątkowo skomplikowana, ale trzymała się kupy i była w miarę logiczna. Ciekawym pomysłem było wykreowanie rywalizacji o całkiem spore stypendium, które ostatecznie doprowadziło do śmierci jednego z artystów. Największą zabawą było dochodzenie do rozwiązania zagadki razem z kotem, który też miał nieco inne pomysły na weryfikowanie śladów w porównaniu do detektywa typowego dla klasycznych kryminałów. Chociaż nie mogę powiedzieć, że uśmiałam się przy czytaniu tej powieści, to jednak sprawiła mi ona mnóstwo przyjemności i pozwoliła chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości i wejść w prawie beztroskie życie chodzącego własnymi drogami kota.

Nie powiedziałabym, że jest to wybitna książka, którą trzeba przeczytać, ale zdecydowanie będę ją polecać. Nie jest jakość szczególnie rozbudowana, a wątek kryminalny trochę blednie przy kocim bohaterze, ale nadal dla mnie to była udana lektura. Idealnie sprawdzi się na książkowego kaca, ale także na życiowe dołki, bo trochę rozśmieszy, ale jest też niesamowicie lekka i łatwo się przez nią przechodzi. Fani komedii kryminalnych na pewno docenią ją za ciekawą narrację, ale także za bardzo specyficzny wątek kryminalny, który nadaje tej historii specyficznego smaczku. Jestem ciekawa czy Miszczuk podejmie kolejną próbę napisania książki humorystycznej z motywem kryminalnym. Osobiście czytałabym.





Tytuł oryginału: Ja cię kocham, a ty miau
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 15 kwietnia 2020
Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.