Komedia kryminalna z kocim detektywem!
Ta książka już od początku wydawała mi się jakaś taka
trochę podejrzana. Autorki w ogóle nie kojarzyłam z kryminałami ani nawet z
komedią, zresztą to była jej pierwsza powieść, którą zdecydowałam się
przeczytać. Kiedy zaczęłam, kiedy powoli wchodziłam w tę historię,
zastanawiałam się, co tu się właściwie wydarzyło i o co chodzi. Byłam bardzo
niepewna tego, co spotka mnie na kolejnych stronach. Jednak jak się szybko
okazało, bez większego zastanowienia pochłonęłam ją całą, praktycznie na raz,
nie mogąc się od niej oderwać.
Najbardziej charakterystyczną cechą tej komedii, a
zarazem jej ogromną zaletą, jest jej narracja, która poprowadzona została z
perspektywy… kota. W pierwszym momencie miałam bardzo mieszane uczucia, bo
nigdy nie miałam kota, nie potrafiłam się z nim utożsamić i w ogóle zazwyczaj
nie darzę się sympatią z tymi futrzakami (z wzajemnością). Wydawało mi się, że
to będzie bariera nie do pokonania, że nie będę potrafiła się jakoś tak
pozytywniej nastawić na tę powieść, wgryźć w historię, a jednocześnie
zrozumieć, o co chodzi. Ostatecznie mam wrażenie, że jest spora szansa na to,
że niektóre żarty mogły mnie ominąć, ale myślę głównie o takich anegdotkach
kociarzy. Już nie chodzi o to, że ich nie zrozumiałam, ale mogłam ich nie
wyłapać. To jednak nie zmienia faktu, że Ja cię kocham, a ty miau była strzałem
w dziesiątkę. Raz, że była lekką książką, którą potrzebowałam przeczytać
właśnie w tym momencie, kiedy do mnie trafiła, a dwa, że nadal świetnie się
przy niej bawiłam i z czystym sumieniem mogę przyznać, że zapadła mi w pamięć.
Komedie kryminalne zazwyczaj mają to do siebie, że
większy nacisk stawia się w nich na funkcję rozrywkową, niż na tworzenie
niesamowicie zawiłej intrygi kryminalnej. Tutaj oczywiście nie zabrakło ani
jednego, ani drugiego. Intryga co prawda nie była wyjątkowo skomplikowana, ale
trzymała się kupy i była w miarę logiczna. Ciekawym pomysłem było wykreowanie
rywalizacji o całkiem spore stypendium, które ostatecznie doprowadziło do
śmierci jednego z artystów. Największą zabawą było dochodzenie do rozwiązania
zagadki razem z kotem, który też miał nieco inne pomysły na weryfikowanie
śladów w porównaniu do detektywa typowego dla klasycznych kryminałów. Chociaż
nie mogę powiedzieć, że uśmiałam się przy czytaniu tej powieści, to jednak
sprawiła mi ona mnóstwo przyjemności i pozwoliła chociaż na chwilę oderwać się od
rzeczywistości i wejść w prawie beztroskie życie chodzącego własnymi drogami
kota.
Nie powiedziałabym, że jest to wybitna książka, którą
trzeba przeczytać, ale zdecydowanie będę ją polecać. Nie jest jakość
szczególnie rozbudowana, a wątek kryminalny trochę blednie przy kocim
bohaterze, ale nadal dla mnie to była udana lektura. Idealnie sprawdzi się na
książkowego kaca, ale także na życiowe dołki, bo trochę rozśmieszy, ale jest
też niesamowicie lekka i łatwo się przez nią przechodzi. Fani komedii
kryminalnych na pewno docenią ją za ciekawą narrację, ale także za bardzo
specyficzny wątek kryminalny, który nadaje tej historii specyficznego smaczku.
Jestem ciekawa czy Miszczuk podejmie kolejną próbę napisania książki humorystycznej
z motywem kryminalnym. Osobiście czytałabym.
Tytuł oryginału: Ja cię kocham, a ty miau
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 15 kwietnia 2020
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz