Namówili mnie. Było warto.
Muszę przyznać, że to udany debiut, ale mam kilka
ALE. Mam wrażenie, że każdy, kto zdecydował się przeczytać Wrzask wyłapał u
Janiszewskiej dość mocną inspirację skandynawskimi autorami, a w zasadzie to
jednym najbardziej i chodzi tu o Stiega Larssona. Niestety, ale podobieństwo Larysy
Luboń do Lisbeth Salander jest tak duże, że momentami odbierało mi to
przyjemność z poznawania bohaterki. Czułam się, jakbym ją już w zasadzie znała,
jakbym była świadoma do czego jest zdolna i na co ją stać, chociaż tym razem dopasowane
było to bardziej do polskich warunków, a przez to też trochę jednak
przytemperowane. I myślę, że można stworzyć kobiecą postać, która będzie
wyrazista, konsekwentna, która będzie pokazywała tego swojego pazura, ale nie
będzie niemal odwzorowaniem postaci z jednej z najbardziej znanych serii
kryminalnych na całym świecie. Za to niestety ode mnie duży minus, bo to też
żadne większe odkrycie, żadna większa umiejętność, żeby stworzyć postać na
stworzonym już wcześniej schemacie. I przyznam szczerze, że im dłużej o tym
myślę, to jeszcze bardziej mnie to smuci, że ta inspiracja była tak oczywista.
No ale całe szczęście, że wszystko inne zagrało na dość wysokim poziomie i dało
się nie znienawidzić książki i samej Janiszewskiej.
Już od początku w fabule dużo się dzieje. Czasami
trudno się połapać o co chodzi i co się z czym łączy, ale szybko idzie się
uporać z tą niepewnością i lekkim zagubieniem. Wprowadzenia już takie bywają, a
ja coraz bardziej się do tego przyzwyczajam. Mamy tutaj przede wszystkim dwójkę
bohaterów. To, że Larysa jest schematyczna, już wiemy, ale Bruno – jak na
rasowego policjanta przystało – też musi mieć jakieś blizny. Przymykamy na to
oko, bo ich postaci w takim duecie całkiem nieźle się między sobą odnajdują i
wprowadzają jeszcze więcej dynamizmu. Jedna sprawa, że sami są dość wyraziści i
zwracają na siebie uwagę czytelnika, to i sprawy zawodowe, którymi się zajmują
też są ciekawe i dodatkowo wpływają na zainteresowanie już od pierwszych stron.
Pojawiają się też retrospekcje, które zawsze są dobrym sposobem na
wyprowadzenie czytelnika trochę bardziej na manowce, ale też na podbudowanie
zaangażowania i chęci poznawania tego teraz i wtedy. Czyta się to nieźle, a
przede wszystkim wciąga.
Janiszewska to druga z polskich autorek kryminałów,
której powieści nie odrzucają mnie już na wstępie. Wrzask to powieść dla tych,
którzy w kryminalne doceniają właśnie warstwę kryminalną. Nie ma tu
rozbudowanej otoczki obyczajowej, chociaż pojawiają się wstawki z życia, to
mają one większe znaczenie w kontekście całej historii. Mimo mocno wyczuwalnej
przeze mnie inspiracji osobą Lisbeth Salander na szczęście udało mi się nie skreślić
tej książki już na samym początku. Właśnie dlatego Larysa nie stała się moją
ulubienicą, ale jednak ta moja niechęć do niej rozeszła się po kościach wraz z
biegiem akcji. Janiszewska pokazała, że potrafi stworzyć mocny kryminał.
Chociaż pozostał mi lekki niesmak przez to skandynawskie natchnienie, to liczę,
że kolejny tom serii będzie jeszcze lepszy, a przede wszystkim, że Janiszewska
pokaże w nim nieco więcej siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz