Całkiem przyzwoite czytadło.
Małe sekrety to thriller, który dla mnie był tym
spokojniejszym, szczególnie patrząc na poprzednie moje lektury, które były
mocno brutalne i bardzo dynamiczne. Tutaj co prawda dynamizmu nie brakuje, chociaż
powiedziałabym, że jest zdecydowanie bardziej stonowany i objawia się on w
zupełnie innym stylu. Życie, relacje i przeżycia bohaterów grają tutaj pierwsze
skrzypce, a co za tym idzie cała powieść jest mocno rozbudowana pod względem
psychologicznym. Energiczność tej fabuły opiera się zatem głównie na emocjach i
międzyludzkich problemach, które w międzyczasie zaczynają się pojawiać.
Czytając książkę Jennifer Hillier wracałam myślami do
historii wykreowanych przez Rachel Abbott. To jedyna autorka, której powieści w
stylu domestic tak chętnie pochłaniam. W zasadzie Abbott to jedyna autorka,
której książki w tym stylu w ogóle w miarę regularnie czytam, stąd też pewnie
lekko zaburzona percepcja i wyszukiwanie podobieństw tam, gdzie ich nie ma. Mimo
wszystko czytając książkę Hillier bardzo intensywnie myślałam o tej drugiej
autorce. Chociaż nadal więcej widzę różnic między ich powieściami, to
wykorzystywanie dzieci do odgrywania głównych ról w wątkach kryminalnych akurat
je łączy. Powiedziałabym też, że styl tłumaczenia jest podobny, dzięki czemu
tak łatwo i chętnie wchodziłam w historie Abbott i teraz równie mocno
zaangażowałam się w historię stworzoną przez Hillier. Czyta się to wyjątkowo
płynnie, chociaż przez bardzo rozbudowane życie bohaterów czasami bywa też
monotonnie, co momentami może powodować lekkie znużenie. Jeżeli chodzi o pomysł
na fabułę, to owszem, był ciekawy. W międzyczasie pojawiło się też sporo wątków
pobocznych, które sprawiały, że jednak coś się tam cały czas działo. Intryga
była ciekawa, chociaż nie zawsze wszystko mi w niej grało, podobnie zresztą jak
w zachowaniach bohaterów. Najbardziej niedopracowanym elementem tej układanki
była pani detektyw – jej zachowanie i niektóre komentarze były co najmniej
dziwne. Zakończenie może zaskakiwać, chociaż na mnie nie zrobiło
spektakularnego wrażenia i części po prostu się domyśliłam.
Jeżeli lubicie thrillery, w których główną rolę
odgrywa psychologia, gdzie dzieje się dużo, ale właśnie pod kątem emocji
bohaterów i komplikacji w relacjach, to jestem pewna, że ta powieść przypadnie
wam do gustu. Jeżeli szukacie akcji i dominującego wątku kryminalnego, to
zdecydowanie nie ten adres. Dla mnie to była idealna przerwa między topornymi i
brutalnymi thrillerami. Nie powiem, żeby mocno trzymała mnie w napięciu, ale
była naprawdę przyzwoita. Najbardziej jednak doceniam w niej rzeczywistość
uczuć i życiowego zagubienia Marin, jednej z głównych bohaterek, w której
dramat łatwo było mi wejść. Mimo kilku wad myślę, że to książka, której można
poświęcić chwilę, szczególnie w tym przedświątecznym czasie. Święty Mikołaj
odgrywa tutaj mały epizod.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz