Lubię książki, które potrafią mnie zaskoczyć.
Nie znam poprzednich książek S.K. Tremayne, więc do
końca nie wiedziałam czego spodziewać się po tym thrillerze. Jednak Asystentka od
początku wydawała mi się bardzo przewidywalna – miałam wrażenie, że już po
kilku pierwszych stronach rozpracowałam wszystko i resztę powieści przelecę
znacznie szybciej, skoro już wiem co będzie dalej. I owszem, poszło mi bardzo szybko,
ale to za sprawą samego autora i jego fabuły, która totalnie namieszała mi w
głowie.
Asystentka jest thrillerem, który może porządnie zdezorientować.
Jedna sprawa to to, że autor poprowadził fabułę tak, że urojenia bohaterki
udzielają się czytelnikowi. Przysięgam, od tych wszystkich wydarzeń może się
zakręcić w głowie. Kołtun totalny, ale żeby nie było – to akurat zaleta! Druga
sprawa, to mocne dotknięcie tematu sztucznej inteligencji, która coraz mocniej
wkracza w nasze życia. Nie jest to wątek, z którym często się spotykam w
kryminałach i thrillerach, dlatego też za każdym razem robi na mnie duże
wrażenie. Tremayne na początku przedstawia tytułową asystentkę w samych
superlatywach – jako urządzenie, które bardzo może ułatwiać życie, które zawsze
i wszędzie pomaga, przy minimalnym nakładzie zaangażowania człowieka. Później
zaczynają się schody i wszystkie te jej dobre strony zaczynają gdzieś zanikać.
Zawsze – przy tego typu powieściach – mocno się zastanawiam ile w tych
wydarzeniach jest prawdy i czy to wszystko jest możliwe. Później tłumaczę
sobie, że przecież to tylko fikcja literacka, że pewnie nie ma to dużego
związku z rzeczywistością. Ale na końcu zawsze zostaje ta niepewność, że może
jednak warto uważać.
Autor zgrabnie połączył wątki sztucznej inteligencji
z wątkiem psychologicznym, który mam wrażenie, że przez całą powieść ewoluuje.
Ta psychologia ładnie i bardzo wiarygodnie rozwija się od osobistych
doświadczeń związanych z nową sytuacją życiową, przez różnego rodzaju urojenia,
dziwne myśli i podejrzenia, kończąc na osobistych doświadczeniach – znowu, ale bez
powtarzania tego samego. Ciężko mówić o niej więcej i dokładniej, żeby jednak
nie popsuć nikomu czytelniczej uczty. Mimo wszystko Jo jest jedną z bardziej
poturbowanych bohaterek, z jakimi w ostatnim czasie miałam do czynienia i warto
przeczytać tę książkę, żeby nauczyć się czegoś na jej przeżyciach!
Jeżeli miałabym być całkowicie szczera, to pod względem fabuły – patrząc na samo rozpoczęcie i zakończenie – powiedziałabym, że to książka bardzo przyzwoita, ale ze schematycznymi pomysłami, którą momentami wydaje się, że można łatwo rozgryźć. Kluczowe jest w niej właśnie to, że dużo się wydaje, a mało dochodzi do realizacji. Tremayne namieszał w Asystentce porządnie i to zdecydowanie ogromna zaleta tego thrillera, bo potrafi nieźle zaskoczyć. Lubię książki, które prowadzone są gdzieś na granicy rzeczywistości i urojeń, a to jest właśnie ten styl. Im głębiej wchodzimy w tę historię, tym wszelkie schematy coraz bardziej się zacierają. Nie spodziewałabym się po niej niczego wybitnego, ale czyta się ją z dużym zaangażowaniem i zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po poprzednie powieści tego autora. Zapisuję – do nadrobienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz