Potrzebowałam takiego rasowego kryminału!
Skandynawowie mają tendencję do rozciągania swoich
powieści i wplatania wątków obyczajowych w te kryminalne. Czasami bywa tak, że
te pierwsze przytłaczają te drugie, co ostatecznie może dawać małe zawody.
Przynajmniej ja często doświadczam tych zawodów, szczególnie przy książkach
pisanych przez Skandynawki. Ostrożnie i bez większych oczekiwań wzięłam się za
Ostatnie życie i po skończeniu jej miałam ochotę zapłakać nad żałością swego
losu, że muszę teraz czekać na to, aż kolejne tomy tej serii zostają u nas
wydane.
Mohlin i Nystrom stworzyli historie, w którą
początkowo ciężko było mi się wgryźć – było mozolnie i nie do końca wiedziałam,
w którą stronę to wszystko zmierza. Przez kilka pierwszych rozdziałów towarzyszyła
mi też myśl, że przedstawieni bohaterowie bardziej pasują mi pod sensację, więc
i tego zaczęłam szukać. Jak się w krótkim czasie okazało – zupełnie na próżno.
Zostaje nam przedstawiony John Adderley, szwedzko-amerykański agent FBI. John
zostaje włączony do programu ochrony świadków i decyduje się na przeniesienie do
policji w Karlstad, gdzie ostatecznie dołącza do grupy do spraw
nierozwiązanych. Zajmować się będzie sprawą zaginięcia Emelie Bjurwall, po
której ślad zaginął przed dziecięciu laty. I tutaj zaczyna się rasowy kryminał.
Na początku muszę przyznać, że przekonują mnie takie
silne męskie charaktery w roli głównych bohaterów i śledczych. John ma w sobie
sporo schematycznych cech, ale jednak jest postacią, którą od razu polubiłam.
Chociaż ma pewne życiowe doświadczenia, których piętno musi nadal dźwigać na
barkach i mają one wpływ na prowadzone śledztwo, to jednak nie są w żadnym
stopniu wytłumaczeniem, dlaczego jest taką a nie inną osobą. Ciężko mi o tym
opowiadać w taki sposób, żeby przez przypadek nie popsuć wam lektury. Sprawa zaginięcia
Emelie Bjurwall jest kolejnym elementem tej opowieści, która ze względu na
wiele charakterystycznych cech, ostatecznie mocno osiada w pamięci. Dziewczyna
jest jedyną dziedziczką imperium modowego AchWe, więc podejrzewa się, że
została porwana dla okupu. Zaginięcie jest bardzo zagadkowe, a odnalezione
nasienie i krew prowadzą w ślepy zaułek. Sprawa niby została rozwiązana, znaleziono
winnego, ale nie do końca i nie postawiono mu zarzutów. Z czasem okazuje się,
że wszystko jeszcze bardziej się komplikuje i staje niejasne.
Jest mi trochę przykro, że mimo premiery ten debiut
przeszedł u nas zupełnie bez echa. To naprawdę dobry, ciekawy i dość dynamiczny
(jak na skandynawskie standardy) kryminał, w którym poza samą pogmatwaną sprawą
znajdziemy bohaterów z krwi i kości. Świetnie mi się to czytało i nie mogę się
doczekać kolejnych tomów, bo trochę boję się o Johna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz