To było dziwne doświadczenie.
Po wydaniu Ostatniego domu na zapomnianej ulicy mam
już świadomość, że Czwarta Strona Kryminału wydaje książki, które mogą zrobić
prawdziwą sieczkę w głowie czytelnika. Niewidzialna dziewczyna jest drugą
książką Lisy Jewell, którą miałam okazję czytać i chociaż wydawało mi się, że
wiem, czego mogę się spodziewać po jej powieści, to okazało się, że moje
przewidywania były nietrafione. Może nie tak zupełnie nietrafione, bo miałam
podejrzenia, że będzie więcej społeczno-obyczajowych elementów, niż takiego
rasowego thrillera (to się akurat sprawdziło), ale sporo mnie w niej zaskoczyło.
Spodziewałam się dziwnych, albo podejrzanych relacji
rodzinnych i chociaż tutaj też trochę trafiłam, to moja uwaga skupiła się na
czymś zupełnie innym. Właściwie powinnam napisać, że na kimś zupełnie innym. Mamy
tu dwójkę bohaterów, wokół których kręciło się prawie całe moje zainteresowanie
– mężczyznę i nastolatkę. Muszę przyznać, że obydwoje wywoływali we mnie czasem
porządne ciary trochę żenady, a trochę takiego odklejenia od rzeczywistości,
ale Owen jest mistrzem tworzenia niezręczności między literackim bohaterem, a
czytelnikiem. To jest fenomenalne, jak Jewell potrafi manipulować uczuciami i
odczuciami czytelników przez wymyśloną historię i postaci, a jestem jeszcze
bardziej zaskoczona, że mimo tłumaczenia tej książki z innego języka, to nadal
jest odczuwalne (brawa dla tłumaczki – Agnieszki Brodzik)!
Jeżeli chodzi o akcję, to ci szukający mocnych wrażeń
mogą być zawiedzeni. Akcja jakaś tam jest, coś się dzieje, bo jest mnóstwo
tajemnic i wreszcie pojawia się też zaginięcie, ale jednak cała psychologia i
niesamowicie dopracowane portrety psychologiczne postaci grają pierwsze
skrzypce.
Niewidzialna dziewczyna to thriller, o którym można
powiedzieć, że był nijaki, jeżeli przeczytało się go tylko po to, żeby
przeczytać i zapomnieć. Mam wrażenie, że każdy czytelnik, który nieco mocniej
się nad nim pochyli i wysili zauważy, jak dużo w tej powieści emocji, które można
odczuć na każdym kroku. Smutku, żalu, samotności, rozgoryczenia, poczucia
krzywdy. Czytając ją czułam się trochę dziwnie, bo miałam wrażenie, że moja
ciekawość odnośnie rozwoju wydarzeń jest trochę nie na miejscu, że to wszystko
jest takie paskudne, dziwne, żenujące, że aż po prostu smutne, a ten smutek
jakoś przechodził na mnie. I – jako pragmatyczka – myślałam, co to za dziwactwo,
co za brednie, przecież to tylko książka, a jednak miałam gdzieś z tyłu głowy
myśl, że takich dziwaków wyrzuconych na margines jest nieco więcej niż ta
powieściowa dwójka. Chyba pierwszy raz spotkałam się z thrillerem, który
nastawiał mnie, jako czytelnika, aż tak pesymistycznie. Mam wrażenie, że to
skutkowało nawet tym, że jakoś mocniej nie angażowałam się w łączenie kropek,
że dałam się po prostu ponieść tej historii. Po drodze czekało na mnie sporo
zaskoczeń, ale ostatecznie najważniejsze wydaje mi się to, że skończyłam lekko
rozdygotana emocjonalnie. Nie lubię takich dziwaków samotników, ale po tej
książce jednak nieco bardziej im współczuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz